Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 64 - 3 dzień nawalania


o 3 w nocy pobudka, bo firma cateringowa w której pracuje dostała zlecenie na 1000 kanapek na imprezę, chyba dla jehowych albo innej grupy religijnej. Wszystko miało być gotowe i dostarczone na 8. Do 7 rano w pracy, jako premia kilka świerzych bułek i .... i zachciało mi się milki oreo (moje śniadanie). Potem spać do 15 i drugie śniadanie 1,5 bułki z serem i pomidorem (kto się oprze świerzym, chrupiącym i pachnącym bułeczką). Późnym popołudniem gril z sąsiadami: 2 kawałki ryby, dużo kruchych ciasteczek i alkoholu. Plus jest taki, że czułam że zmniejszył mi się żołądek, po 2 piwie czułam jak się rozciąga (nie zaprzyjemne uczucie) :( A drugi plus to, że sąsiedzi zauważyli, że naprawdę schudłam. Wiedziałam, że też by tak chcieli, ale miny im zrzędły jak powiedziałam ile czasu spędziłam na ćwiczeniach (przez pierwszy miesiąc 5 razy w tygodniu po 2 treningi + w drugim miesiącu conajmniej 4 razy w tygodniu po godzinie = tak, ciężko  pracowałam na ten efekt). I mimo ostatnich wpadek nie załamuje się, wiem że pewnie przybrałam jakiś kilogram, ale widze też cały czas efekt mojej ciężkiej pracy i nie zamierzam go całkowicie zaprzepaścić. Dziś się zepne i nie będę się obrzerać. Dam radę, a od jutra porządnie powrót do diety i trening.