Waga się podniosła po wczorajszych 2-óch obiadkach, oops, ale to nawet lepiej. Za szybko spadała pomimo tych 2000 kcal. Więc dzisiaj 78.3 kg :)
I jeszcze raz chciałam zaznaczyć... Wiem, że niektórzy czytają te moje jadłospisy i łapią się za głowie, bo jem rzeczy, które wcale nie są "FIT". Wierzcie mi, że zdaję sobie z tego sprawę. Odchudzam się z przerwami od 4 lat, od 2 lat jestem zawodowym atletą, biorącym udział w prawdziwych zawodach parę razy do roku. Wiem czego moje ciało potrzebuje i znam samą siebie na tyle żeby wiedzieć, że gdybym jadła tylko "fit" to bym oszalała i bym rzucała się na słodycze i inne żarcie co tydzień. Niejednokrotnie juz próbowałam liczyć codziennie ilość % białek, węglowodanów, etc. Do bani było. Moje życie to moje życie i lubię jeść to co teraz jem. Pod tym względem nie mam zamiaru niczego zmieniać, a z dużą ilością sportu czuję że uda mi się schudnąć po prostu obcinając kalorie do ok. 2000 kcal dziennie. Także możecie mnie krytykować, ale zauważcie, że ja już to wszystko wiem. Nie jestem fit i nigdy nie będę. Nie zginę od takiego jedzenia, nie martwcie się :)
Śniadanie (9:00) - 420 kal
- jogurt naturalny 200g - 200 kcal
- płatki fitness od nestle - 140 kcal
- kawa z mlekiem 2.0% - 80 kcal
Lunch (14:00) - 580 kcal
- Porcja karkówki - 210 kcal
- pół torebki ryżu - 180 kcal
- warzywa na parze - 30 kcal
- fix knorr'a - 200 kcal
Obiad (19:00) - 700 kcal
- 2 kluski na parze - 230 kcal
- galaretka Nestle - 250 kcal
- kawa z mlekiem i cukrem - 120 kcal