Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Let the story begin..... :)


Cześć Wam Kochane moje!

Dziś wielki dzień! Postanowiłam w końcu zrobić coś ze swoim życiem.... nooo, może nie do końca z całym życiem, ale z wagą- to na pewno... Ogólnie nie mam na co narzekać całościowo- praca jest, ukochany jest, wspólne mieszkanie jest, nawet wspólny zwierzak się znalazł :) wszystko byłoby okej, gdyby nie ta waga... Najchętniej wywaliłabym lustra z domu, dobrze, że w łazience jest takie malutkie, w którym widać tylko twarz :D widoku reszty nie zniosłabym w momencie, gdy rozbieram się i idę się myć... 
Tak czy inaczej- postanowiłam zadziałać! Wczoraj wypiłam dwa piwa ze znajomymi i obiecałam sobie, że to były moje ostatnie dwa piwa, no przynajmniej na jakiś czas (mam nadzieję, że jak najdłuższy). 


Dlaczego dziś, a nie na przykład jutro czy za tydzień?
A cholera wie! :P
Wszystkie najlepsze decyzje w moim życiu były podjęte spontanicznie i chyba nigdy w życiu ich nie żałowałam... Zostawiłam narzeczonego (fiuta) pół roku przed ślubem, z dnia na dzień zmieniłam kierunek studiów, z dnia na dzień podjęliśmy z obecnym partnerem decyzję o wspólnym mieszkaniu, z dnia na dzień zmieniłam mało satysfakcjonującą pracę... Wariat ze mnie, to fakt, ale wszystkie te rzeczy wyszły mi na dobre :D mam więc nadzieję, że również spontaniczna decyzja o zrobieniu kroku naprzód w stronę wymarzonej sylwetki zakończy się sukcesem :) 
W dotychczasowej karierze mojego odchudzania zdarzyło mi się zrzucić 18kg i wcisnąć się w wymarzone 38.... udało mi się również przygarnąć z powrotem 18kg i nosić się w 42/44 co trwa do tej pory :D podejrzewam (choć ekspertem nie jestem :P), że spowodowane było to antykoncepcją hormonalną i pracą w systemie 12-godzinnym... Jak działają hormony - każdy wie, chociaż czytając w internecie o pigułkach, które zażywam, rzadko natykam się na historie o dziewczynach, które akurat po tych konkretnych przytyły :( sama już nie wiem.... w takim razie bardziej stawiałabym na pracę- w końcu to 12h bez jakiegokolwiek ruchu... a po powrocie do domu jedyne na co miałam jeszcze ochotę to prysznic (oczywiście bez patrzenia w lustro podczas rozbierania :D) i nur do łóżka... Oczywiście bywały dni wolne, nawet w tygodniu, ale odsypianie i domowe zaległości zabierały większość tego wolnego czasu... 
Tak czy inaczej- tabletki od kolejnego miesiąca odstawione, praca zmieniona na normalną pod względem godzinowym, więc przedsięwzięcie powinno się powieść :)

Motywacja również jest na jak najwyższym poziomie, chciałabym pojechać nad morze, opalać się w sexownym bikini... Póki co już drugi rok z rzędu byliśmy na wakacjach w górach, choć raz wylądowaliśmy na termach, ale jakoś to przeżyłam- chodziłam na wciągniętym :D Marzeń jest wiele- dopasowana sukienka, wspomniane wcześniej bikini, oraz to, żeby Mężczyzna mój mógł wziąć mnie na ręce i ewentualnie, w jakiejśtam bliżej nieokreślonej przyszłości, przenieść przez próg bez zadyszki i stanu przed-zawałowego :D

Jeśli chodzi o aktywność fizyczną - myślę, że dam radę... Ćwiczyłam już z Ewką, z Gacką, z Mel B, z Choińskim, z Jillian Michaels, tak naprawdę to znam większość trenerów, którzy pojawiają się w mediach, lub są dostępni na jutubie... Mam kilka swoich ulubionych treningów, które niekoniecznie należą do najłatwiejszych- np. takie Turbo wyzwanie z Chodakowską, albo Huragan Chiońskiego- aż boli na samą myśl :D gorzej z systematycznością... ale tak jak mówię- przy normalnej pracy raczej nie będzie kłopotu, by wieczorem znaleźć godzinę dla siebie :) 

Trochę się rozpisałam, ale chciałam jak najwięcej powiedzieć o sobie... 
No, nie wspomniałam tylko o celu, który mi przyświeca - mianowicie jest to -21kg. 
Dużo, jak dla mnie. Ale chyba nigdy sama za siebie nie trzymałam kciuków tak mocno jak w tym momencie. Oprócz samozaparcia i systematyczności, bardzo wierzę w siłę motywacji- mam więc nadzieję, że będziecie tu ze mną i że razem będziemy walczyć o każdy kilogram- czy to mój, czy Wasz :)

Pozdrawiam bardzo serdecznie i dziękuję za lekturę,

Ewa :)

  • wilka21

    wilka21

    10 lipca 2015, 21:19

    Powodzenia! Spontaniczne decyzje są najlepsze :) U mnie też problem z systematycznością, zarówno jeśli chodzi o treningi jak i jedzenie. Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić :)