R.sobie do pracy poszedł i mogę spokojnie poklikać.
Od rana przygotowanie śniadania dla nas i po autko pojechałam do
mechanika.W drodze powrotnej do domku wpadliśmy,żeby kilka rzeczy
zabrać-między innymi tyczki do fasoli i wagę kuchenną .Nadal lenia
hoduję-a tu niestety trzeba się będzie rozruszać do pracy
chociażby.Teraz popisze nieco a potem na basen sobie pójdę bo od wczoraj
się wybieram,a mam niewiele ponad kilometr i spokojnie przy takiej
pogodzie na rowerze lub na butach mogę się wybrać.Potem na jutro coś
upichcę-pewnie zupkę jarzynową ,a na drugie kalafior i wątróbkę z
indyka+surówka.
Roman dziś skuł stary tynk w wychodku na dworze i oczywiście opierniczył
go brat za to.Ale to jeszcze nie koniec-słyszał że ktoś chodzi po dole
więc zawołał(wcale nie za głośno i chyba z drugiego
pokoju)Roman!-odpowiedziałam mu,że Romka nie ma-na co on:"acha nie ma
go'' i na tym się skończyło .Po jakimś czasie z ryjem na Romana
wyskoczył,że go wołał,a on nie przyszedł i sam musiał meblościankę
przesuwać-no szlag by go...jak gówniarz ma interes to mógłby
przynajmniej się wychylić na dół albo użyć słowa proszę ,a on ani mnie
nie powiedział,że mam coś bratu przekazać,ani o tych czarodziejskich
słowach nie słyszał chyba.
Jestem na niego wściekła ,bo jak my prosiliśmy go o pomoc przy
przeniesieniu wersalki i nie tu i teraz,a dużo wcześniej to się
wykręcił,że niby musi konie odbywać(karmić i oporządzić),a potem minęły 3
tygodnie i w końcu kolega Romka nam pomógł-taka sama historia była z
ciężkimi płytami.A wczoraj jak przywieźliśmy drzwi do łazienki to się
tylko spytał gdzie my po te zakupy byli i spokojnie patrzył jak ja z
Romkiem je targamy-też mi koleś dżentelmen.Trochę mnie dziś poniosło,bo
jak się po 15latach zabrał za malowanie pokoju gdzie ma tylko jedną
ścianę do malowania ,bo resztę Roman jak tam mieszkał boazerią obił i
trzeba ją w prawdzie umyć przeszlifować i lakierem pociągnąć,bo już ją zniszczył i zapaćkał pierniczony pyprok(brudas).Wrrrr drażnią mnie takie
trutnie-więc niech uważa bo w sierpniu trutni się z ula wywala
A ja weszłam dziś na wagę po śniadaniu,ale mimo to miałam 99,7kg,a do piątku niedaleko na cotygodniowe ważenie.Coś mi się zdaje,że ten urlop mi się nie przysłużył i te grille też niestety.
Jestem jednak słaba jak diabli,jedyna pociecha,że nie rzuciłam się na stos czekolad Romkowych w których się ostatnio rozsmakował tak jak i w lodach i ciastach kremowych-kolejnego holika mam chyba.Pierwszy -alkoholik,a teraz :czekoladoholik?słodkoholik?,czy lodoholik?-jak zwał tak zwał,ale takie uzależnienia są tez niestety równie kosztowne jak alkoholizm.
Tłumaczę R.,że jakby sobie odmówił co jakiś czas tych dobroci,to byłoby chociażby na kolejne metry kwadratowe łazienki a potem kuchni.No inni w jego wieku mają od lat dziecko lub więcej i muszą je utrzymać ,a same wiecie jak to kosztuje.Dziwi mnie więc ,że żyjąc tyle lat sam(no nie-bo z bratem trutniem,hubą ,czy innym pasożytem)nie odłożył sobie paru groszy an boku skoro niewiele pracy w tym domu było widać.No,ale jak powiedziałam "A" to teraz trzeba cały alfabet wyśpiewać do spółki z Romanem
Kenzo1976
12 czerwca 2012, 23:01mi na urlopie przybyło na wadze ... ech , trzymaj się z tym remontem.
Starsza.pani
12 czerwca 2012, 16:05Gabi, fajny wpis. Jest poważny, ale tak napisany, że chciał nie chciał uśmiecham się. Nie zgadzam się, że alkoholik i słodkoholik to to samo. Alkohol nie najlepiej działa na mózgownicę i otoczenie. Tyle słodkości on przejada a chudy jak patyk. Dobrze, że mu w tym nie pomagasz :):). Trutniowi powiedz co myślisz o takich, jak nie zrozumie, to mniej go gdzieś. Wiem, że do końca się tak nie da, bo mieszkacie w jednym domu. Paweł i Gaweł, może nie dosłownie. 3-maj się!!! Waga po śniadaniu się nie liczy.