Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Karate - wakacje


Wczoraj był ostatni trening karate przed wakacjami. Następny trening w okolicach 1 września.

 

W poniedziałek moja córeczka(6  lat "i pół" ) zdała na pierwszy stopień szkoleniowy. Ma już prawo chodzić w pomarańczowym pasie. Egzaminu niestety nie oglądałem - rozmawiałem w tym czasie z klientem przez telefon. Za to na dojo weszła żona z synkiem. Nie był to najlepszy pomysł - synek (2 latka) wprowadził nieco zamieszania. Między innymi gdy Sensei-egzaminator zapytał: "Kto ma medalik?" mały wydarł się całą sale "JA! MAM! JA!". Sensei zainteresował się, które dziecko nie przestrzega zaleceń aby ćwiczyć bez łańcuszków i innych niebezpiecznych elementów. A maluszek zamiast robić karne pompki, uśmiechał się radośnie i krzyczał "JA MAM!".

 

Córka zakończyła egzamin po około 40 minutach. Ostatni dorośli wyszli po około 3 godzinach. Zdali wszyscy. Na wczorajszym treningu część osób miało już nowe pasy i doszyte "belki".

 

Ja egzaminu nie zdawałem mimo licznych pytań: DLACZEGO? Nie wiem. Powodów było kilka:

- brak kasy na egzamin (ekstra 100 zł za 2 stopnie) .

- niedzielny start w półmaratonie.

- brak motywacji (po co mi wyższy stopień?) .

- kalkulacja stopni (nie byłem pewny umiejętnosci na 9 kyu, natomiast 10 kyu nic mi nie daje - w grudniu i tak mógłbym zadawać tylko na 9 kyu - a to mogę i tak)

Już wieczorem spróbowałem w domu kilku ćwiczeń. Po jednym z kopnięć pomyślałem: "Nawet całkiem nieźle mi poszło". Po czym wyłożyłem się jak długi, ponieważ noga na której się opierałem odmówiła posłuszeństwa..

 

Teraz "wakacje". Czyli pewnie więcej biegania + ćwiczenia ogólnorozwojowe (rozciąganie, brzuszki, pompki).