Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Egzamin Karate


Wczoraj brałem udział w treningu-egzaminie karate. Sam egzaminu nie zdawałem, ale zdawała go moja córka (7). Egzaminatorem był Sensei Wiesław Gwizd 4 Dan (4 stopień mistrzowski), brand chief (kierownik regionalny)  Shin Kyokushin (organizacja "Nowe Kyokushin"). Troche trudno się zorientować w terminologi i tytułologi - tym bardziej, że w świecie karate ostatnio następują duże zmiany. Ale to mniej istotne - najciekawszy był sam egzamin. 

 

Z tego co się zorientowałem z komentarzy kolegów egzamin miał dość nietypowy przebieg. Egzamin był wspólny dla dzieci i dorosłych. Młodsze grupy dzieci kończyły nieco szybciej, natomist starsze ćwiczyły do końca. Sensei zdecydował się na sporo ćwiczeń zręcznościowych, nie zwiazanych z karate, testujących koordynację ruchową.  Wiele radości sprawiły wszystkim biegi przez salę. Najpierw normalnie: tam powoli, powrót szybko. Potem biegi z wymachami ramion i ćwiczeniemi nóg. A potem bieg na czworakach i na trzech kończynach  (skoki na jedną rękę, skoki z jedną nogą w górze). Radość była wielka, zwłaszcza wśród rodziców obserwujących egzamin - bo dla ćwiczących  było to spore wyzwanie.

 

 Kolejnym etapem było sprawdzenie znajomości KIHON (podstaw). Zaczęło się od postaw i pojedynczych elementów.  Po chwili najmłodsze dzieci były wolne. Potem wykonywaliśmy serie ruchów o wzrastającym poziomie trudności, aby przejść do układów formalnych. Tu musiałem na chwile przerwać ćwiczenie - córka już jakiś czas wcześniej skończyła ćwiczenia i "gdzieś się zapodziała". Zgłosiłem problem egzaminatorowi, uzyskałem zezwolenie i wyszedłem z sali (ukłon) znaleźć zgubę. Razem z koleżanką bawiły się w  jednej z klas i malowały po tablicy. Sprawdziłem, czy mała ubrała się po treningu (na sali było chłodno), czy wszystko w porządku itp. i wróciłem ćwiczyć. Mała pojawiłą się na sali kilka chwil potem i kręciła się po sali (choć trzeba przyznać, że była w  miarę grzeczna). Kolejne kata, znowu sporo "biegania" (bieg, obrót, przysiad, obrót, bieg, obrót, przysiad, obrót, podpór przodem, na plecy, scyzoryk, bieg) i przejście do walk. Jako osoba nie biorąca udziału w egzaminie obserwowałem je z boku. Walk było niewiele, ale ćwiczący byli już bardzo zmęczeni. Cały egzamin trwał łącznie trzy godziny. Na zakończenie ceremonia, gratulację i powrót do domu.

 

Sensei-egzaminator szybko zdobył wśród ćwiczących autorytet oparty nie tylko na stopniu, ale na tym jak prowadził egzamin. Demonstrował różne ćwiczenia zręcznościowe i pilnował ich prawidłowego wykonania. Przy ocenie elementów karate był wymagający, ale nie czepialski. Wskazywał na błędy i przechodził dalej. Czerwone uszy "poprawianych" mówiły jak wiele znaczą dla nich te wskazówki i chyba działało to znacznie lepiej niż karne pompki. Egzamin to sprawdzian wiedzy i umiejętności, ale na tym egzaminie dużo się też nauczyliśmy. Wiemy też nad czym powinniśmy pracować. Ogólna opinia egzaminatora była dla nas pozytywna - uznał, że jesteśmy wszechstonnie wyszkoleni, ale wskazał też niedoróbki - zwłaszcza w znajomości teorii.

 

Dla mnie było to ciekawe przeżycie, a dla mojej córki to drugi zdany egzamin na nowy stopień 10.2 kyu - pomarańczowy pas z dwoma "belkami dzieciecymi" (odpowiednik "dorosłego" 10kyu) 

 

 

    

  • yoaannaa

    yoaannaa

    13 stycznia 2011, 17:29

    Brawa dla małej :)) widzę, że takie egzaminy to nie jest jakaś prosta sprawa ;)

  • agniecha11111

    agniecha11111

    13 stycznia 2011, 10:10

    super , gratuluje corce zdanego egzaminu :) a TY wykonales dla siebie kawal dobrej roboty;) tak trzymaj.