Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Waga stoi w miejscu - czyżby jesienna depresja?


Już prawie od miesiąca. Na początku września 94 kg - pod koniec 93 kg.

Zmiana minimalna. To już nie te czasy kiedy traciłem po 5-8 kilogramów miesięcznie. Cóż moja dieta przestała być tak drastyczna.. Jem obiady - czasami nawet kolacje.. Ciągle biegam (wczoraj - 7,5 km w deszczu, w sobotę - 15 km). Staram się biegać co drugi dzień, ale i w bieganiu postępy coraz mniejsze - czas na 7,5 km - 57 min, na 15 km - 2h 10min. Fakt, że trudno to porównać do zawodów - gdzie w 56 minut przebiegłem 9,3 km. Na zawodach daje się z siebie wszystko i ma się bezpieczną trasę, a biegnąc po drodze publicznej, w deszczu i po nocy trzeba też sporo wysiłku włożyć w zeskakiwanie na pobocze. I ten deszcz i zimno.. I zrezygnowałem z wyjazdu do Katowic na półmaraton w najbliższą niedzielę.. Za zimno - a ja byłbym w ścisłej końcówce biegu..

Ewidentnie dopada mnie jesienna depresja... W Krakowie "ścisła końcówka" mi nie przeszkadzała. A jeszcze w domu rodzina mi się pochorowała - syn, półtora roczku - zastrzyki, żona - chore gardło a i mnie zaczyna gardło boleć... Brr wredna jesień...

Ale są i pozytywy - na razie 34 kg zrzucone. Dwa biegi masowe we wrześniu - 6km i 9,3km w zakładanym czasie. Waga przynajmniej nie wzrasta.. Trzeba będzie dobrze spożytkować jesień i zimę na ROZSĄDNE treningi - a na wiosnę przymierzyć się do maratonu.. I pomyśleć, że rok temu ważyłem 127kg..Zakładając dalszy spadek 1kg na miesiąc (ciekawe czy się uda?) z początkiem marca (półmaraton) będe ważył 88 kg, a z początkiem maja (maraton) 86 kg.. Trochę dużo - ale spróbuje przebiec te 42 km..