Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
postanowienie


Wczoraj do 2-giej w nocy oglądałam tv sącząc winko. Trzy filmy oglądnęłam - w tym ostatni całkowicie bezsensowny. Zamiast czekać na jakiś sensowny zwrot w nim akcji (z lampką wina w ręce) powinnam pójść spać - dziś nie byłabym tak wygięta.

Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - Tak mawiają niektórzy i idąc za ich głosem  powzięłam postanowienie - KONIEC Z TAKIMI WYGŁUPAMI NOCNYMI!!!!!

Idę pobiegać za chwilę (trochę pada ale z  cukru przecież nie jestem ). Wczoraj biegałam - mam stałą traskę 5,5 km. Może to nie jest dużo - ale od czegoś trzeba zacząć.

Ostatnio rozmawiałam z koleżanką, która biega od kilku lat. To było jakoś niedługo po tym jak przebiegła kolejny w swoim życiu połmaraton. Dla mnie to wielki wyczyn, bo jak myślę o sobie, to przebiegnięcie tylu km wydaje mi się heroizmem nie do pokonania. Oczywiście tłumaczę to najczęściej tym, że mam za dużo kilogramów, że w związku z tym jest mi ciężej, itp. itd.

W takich wykrętach jestem mistrzynią. A ona na to do mnie : " No coś ty! Gośka... biegają ludzie dużo grubsi od ciebie. To nie chodzi o masę tylko o to, że jesteś niewybiegana"

Qrcze.. Cokolwiek by to słowo "niewybiegana" miało znaczyć, rzuciła mi rękawicę.

Trzymajcie za mnie kciuki. Bieganie jest ciężkie, ale podjełam wyzwanie! "Wybiegana"......... Hmmm............