Po dwóch dniach pracy, znów półtora w domu - tym razem synek chory.... W tym roku jakoś na razie sie nie napracowałam.... Przynajmniej dietę trzymam poprawnie, mam nadzieje, że w tym tygodniu odnotuje jakiś spadek. Do końca lutego chciałabym zobaczyć 5 z przodu w końcu po tylu latach jej niebytności na mojej wadze, więc mam nadzieję, że to nastąpi już wkrótce. Siedząc teraz w domu, postaram sie może trochę więcej ćwiczyć, żeby troche pozużywać kalorie i przyspieszyc spalanko, ale nie wiem,czy to się uda, bo troche mam na głowie. Od jutra ostro sie biorę za angielski, mam do napisania zaległą pracę i troche zadań domowych, a poza tym za 1,5 miesiąca egzamin, więc czas najwyższy przykręcic śrubę , bo inaczej będzie płacz i zgrzytanie zębów Dodatkowo, ostatnio coś mam ciągle ochote na słodkie... uh.... ale daje radę, robię sobie herbate i mam nadzieję, ze mi przejdzie - tylko teraz znów przy siedzeniu w domciu może byc gorzej. Jeszcze jutro mąż wyjeżdża na 2 dni, ale cóż dawno nie wyjeżdżał, więc w końcu musi, a 2 dni leca jak bicza strzelil i zaraz będzie z powrotem to chyba pójde troche z nim czasu spędzić, no nie? Słodkich snów Vitalijeczki!!!
adaciow
2 lutego 2010, 22:05dasz rade! angielskiemu i slodycza hehe