Kurczę, ale się wczoraj zdenerwowałam, dostałam takich skurczy (czy tez skurczów?), że juz myślałam, że rodzę. Z małżem w panice się pakować - bo tego wcześniej nie uczyniłam... - tzn. ja w panice on cały szczęśliwy no ale potem sie położyłam do łóżeczka i wszystko sie uspokoiło, czyli fałszywy alarm. W sumie wszystko gotowe na przyjęcie brzdąca, więc luzik, może sie rodzić. Tydzień byłby spokojniejszy, bo niestety ma byc zalatany. jutro wieczorem ostatnie usg, w środe wieczorem jedna wizyta u lekarza, w piątek kolejna i ktg a w czwartek jeszcze fryzjer - i wbrew pozorom na tej wizycie najbardziej mi zależy hehehe bo ja krótkie włosy posiadam i juz mam odrośnięte i najwyższy czas je podciąć (chodze standardowo co 4 tygodnie, które włąsnie mijają w tym tygodniu :-) więc mam nadzieje, że do fryzjera dotrwam, a potem mogę iść rodzić
jeszcze nastawiłam 2 pralki dzisiaj, spakuje młodego, bo przez 2 dni będzie u babci nocował, przez moje wieczorne wizyty lekarskie - juz planuje dać mu więcej rzeczy na wszelki wypadek i prawie jestem gotowa. No chcę jeszcze 2 pralki nastawić - jedną zrobie, jak młody wróci z przedszkola a drugą jutro, mam nadzieję, że mi rzeczy wyschną. I to tyle.
do jedzenia sie w ogóle nie przyznaję, bo jest masakra. mam apetyt za 2 i to jeszcze na słodycze, lub też zamiennie słodkie z pikantnym:-) ale jeszcze chwilka i mam nadzieje, odstawię wszelkie złe rzeczy.
Och to tyle marudzenia. miłego popołudnia - u mnie nawet troche słonko przebuja się przez chmurki:-)