Od poniedziałku mam na minusie 300 gram, niewiele, ale zawsze do przodu, a zważywszy, że za bardzo diety nie trzymałam, to chyba powinnam ten wynik uznać za sukces....
A u mnie w domu szpital, Młody miał chyba jelitówkę i nie wiem, czy nie ma oskrzeli załatwionych, bo kaszle jak diabli. Młoda też coś niedomaga - i to mnienajbardziej martwi, bo ma dopiero 3 miesiące - w sumie lekkie przeziębienie, humorek dopisuje, ale też coś pokasłuje - więc jutro z dwójką wędrujemy do lekarza i znów będę siedzieć w domu z dwójką dzieci. Dziś my z małżem coś lekki rozstrój jelit mieliśmy, ale na szczęście lajtowo, a teraz on coś narzeka że go łamie - rewelacja. Poszedł już do łóżka, niech się kuruje.
a poza tym to mebelki do garderoby i spiżarki zamówione i będą już za 2 tygodnie, więc się cieszę. W końcu wszystkie ciuchy będą w jednym miejscu i może w końcu nad nimi zapanuję a miejsca na nie będę miała tyle, że hoho już zapowiedziałam, że chudnę i lecę na zakupy, bo trzeba będzie półki zapełnić
to może to mnie zmotywuje - bo w zasadzie nie za bardzo mam w czym chodzić, bo brzucho za duże...
mam nadzieję, że w tym tygodniu się bardziej zepnę i zacznę ćwiczyć - dziś byłam na zakupach i odkurzyłam cały dom, (co mi się rzadko zdarza, zawsze się kończyło na jednym poziomie...), więc uznaję, że ruch dzisiejszego dnia zaliczony, poza tym małż w łóżku i nie chcę mu tam machać przed oczami na orbim.... zawsze jest jakieś wytłumaczenie, prawda? najgorzej zacząć, a potem już pójdzie....
w każdym razie, dziś już robię sobie wolny wieczór od wszelkiego rodzaju prac i się relaksuję przy kompie, więc i Wam życzę miłego wieczorku, pa pa!