... mnie dopadł.... no może nie dół a hormony, bo jakaś taka roztrzęsiona jestem - w sensie nerwowa, aż mnie trzęsie i wyżywam się na bliskich, choć potem tego żałuję.... no ale dodatkowo siedzenie w domu mi nie służy i to też dodatkowo na mnie negatywnie wpływa.... a do pracy wracam dopiero we wrześniu....
pewnie jeszcze te chrzciny mnie trochę stresują....
no ale też wczoraj trochę spraw zostało załatwionych :
- zamówiłam talerze od mojego serwisu, bo głębokich nie mieli na miejscu i umówiłam się na ich odbiór już po świętach w sobotę
- wiemy, co chcemy kupić dla dzieci do ogrodu, hustawka podwójna z liną do wspinania i drabinką linową też do wspinania, cena dość przystępna na stronie producenta, zobaczymy ile w castoramie będą za to chcieli (bo inne zestawy w casto mieli tańsze niż producent w swoim sklepie internetowym, jaja nie?)
- ustaliliśmy, że przyjmujemy ofertę gościa od elewacji, teraz tylko podpisać umowę i czekać do września na swój termin.....
- "kazałam" małżowi zająć się szukaniem ogrodzenia (czyli materiałów i rozeznać się w cenach itp), żeby też w tym roku to zrobić i mieć spokój i w końcu zamknąć naszą "posiadłość", bo póki co stoi otworem brama tymczasowa, bo nikomu nie chce się wysiadać z auta, żeby ją zamknąć/otworzyć - takie z nas leniuchy..
a dietowo nie najlepiej.... wczoraj zjadłąm pizzę nie wiem czemu - tyle Wam powiem, chyba z przyzwyczajenia, nie byłam głodna, nie miałam na nią jakiejś wielkiej ochoty i tyle.
a dziś jakichś tam ciastek maślanych podjadłam, a jeszcze mnie czeka sernik, bo przyjaciółka przyjeżdża i zakupiłam.... ale już zapowiedziałam ślubnemu, że wieczorem jak położę młodą spać to idę na orbiego lub rower, a on kładzie synowca- bo muszę to spalić....
i tyle na razie idę bo mała "wskoczyła" mi na ręce i trzeba się nią zająć