piękna pogoda się zrobiła. Rano wyskoczyłam po prezencik dla "macochy", bo idziemy na obiad imieninowy i zakupy w lidlu, teraz moje chłopaki stroja choinkę przed domem i już będzie jakiś powiew Świąt, bo jakoś jeszcze nic nie czuję....
do zmiany miejsca pracy już się przyzwyczaiłam, przechodzę oficjalnie w poniedziałek, ale chyba we wtorek się przeniosę fizycznie. koledzy chcą mi zrobic pożegnanie, choć idę 2 pietra w dół chcą po postu zjeść ciasto i tyle
no i zaczęłam pisac i muszę iść córka się mie domaga, a i muszę sobie ciuszki na wyjście przygotować bo za godzinke wychodzimy...
nie muszę pisać, że diety dzis nie ma
a poza tym mało jadlam w tym tygodniu przez te stresy i co? nie wiem skąd kilo w górę wtf? ale może woda mi się zatrzymała, bo mało też piłam...... muszę wrócić do ćwiczeń kurza twarz..... ale jak przez ten szpital wypadłam z rytmu to jakoś tak nie moge powrócić....
buziaki moje drogie