Chyba coś w tym jest..... nie mam serca do tego dietkowania, robię to zupełnie bez przekonania.Chociaż cieszą mnie efekty . Pamiętam,jak to jest być szczupłą,jak znajomi prawią komplementy.... ala jak sobie pomyślę, ile mnie to kosztowało wysiłku a później,że to wszystko po raz kolejny zaprzepaściłam, to mi się odechciewa kolejnych prób!! Wczoraj byłam na basenie, pływałam 45 min. Ledwie wyczołgałam się po drabince a nogi miałam jak z waty!!Wieczorem zachciało mi się przygotować kolejny nowy klomb. Trochę wreszcie popadało,więc mogłam zająć się pracami "wykopaliskowymi". Na początek dwie "koreanki już posadzone. Klomb ogrodzony kamieniami od reszty trawnika. Jutro zamówię ziemię i będę sadzić wrzosy. Uwielbiam te prace!!
Rano i wieczorem robię po 100-200 brzuszków. Piję 2l.wody w ciągu dnia. Kawę ograniczyłam do 2 filiżanek dziennie a herbaty nie piję w ogóle,no chyba że ziołowe typu melisa ,czy miętowa albo czerwona.
Dzisiejszy dzień zaczęłam od rowerka 50min.ok.14km.może to nie jest jakiś wyjątkowy rekord ale zawsze to jakiś ruch. Teraz przygotowuję obiad dla męża i zaraz ruszam do ogrodu.Roślinki czekają. Ciągle chodzę głodna, nie jem węglowodanów, a jeśli to są to musli z owocami i tylko na śniadanie (3 łyżki + 150g jogurtu naturalnego). Na obida coś na ciepło, przeważnie 150g filetu z kurczaka z warzywami lub ryba. Dużo warzyw a owoce z własnego ogrodu.
Waga spada, mam nadzieję,że bliscy zauważą i docenią moje zmagania.Miłego dnia sobie i wam życzę.