Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co mnie skłoniło? Ano spodnie, które w jakiś magiczny sposób zrobiły się za ciasne...

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 463
Komentarzy: 5
Założony: 20 września 2013
Ostatni wpis: 20 września 2013

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
grey_cashmere

kobieta, 33 lat, New Georgia

164 cm, 59.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

20 września 2013 , Komentarze (4)

Każdy plan musi mieć swoje założenia. Moje będą o dziwo dosyć proste:

1) jeść w miarę zdrowo

2) nie podjadać i jeść o ustalonych porach

3) nie jeść tyle słodyczy

4) ruszać się codziennie

5) nie świrować ;P

Co do pkt.1 : oczywista oczywistość, w swoim pamiętniku pisze o tym niezastąpiona roogirl. Fakt faktem, ale właśnie w ten sposób  schudłam 3 lata temu 8 kg. Po prostu  jadłam 3 posiłki dziennie, bez podjadania. Zdrowe gotowane przeze mnie - klasyka: na obiad mięso z ryżem/makaronem, na śniadanie i kolacje kanapki z szynką bądź rybą czasem z serem. Sporo warzyw do wszystkiego. Piłam wodę, ewentualnie świeże soki. Podwieczorek: jabłko (bądź 2 ;P), dopuszczalne przegryzanie owoców sezonowych. Dziennie 40 min na siłowni -  umiarkowanie, bez wyciskania z siebie siódmych potów.

Pkt.2 : moja zmora ostatnimi czasy: złe dla figury, dla portfela, dla samopoczucia. A contrario: niepodjadanie daje czas by organizm nieco zgłodniał no i mógł nasycić się NORMALNYM posiłkiem. Nie wiem jak wy, ale ja gdy się trochę przegłodzę (tzn. nie jem przez kilka godzin)  nie mam ochoty na śmieciowe żarcie - ale na prawdziwe jedzenie.

 

Pkt.3 kolejna moja pięta achillesowa

 

WRÓG PUBLICZNY nr 1 - sprytny i przebiegły: występuje pod różnymi postaciami: kremowy, czekoladowy, waniliowy, z kremem, z jagodami, z galaretką, z orzechami... i nie chodzi mi tylko o muffiny - wszelkie czekoladki, cukierki, ciastka, ciasteczka, puddingi.



Kiedy się odchudzałam zrezygnowałam ze słodyczy absolutnie - i nie jadłam przez ponad 3 miesiące NIC słodkiego, nawet łyżeczki cukru (nie wliczam owoców, czasem jogurtu). Teraz mogłabym jeść prawie że wyłącznie słodycze w każdej postaci  i w każdej ilości :O szczególnie (o zgrozo!) wieczorem. W końcu te 9kg nie wzięło się znikąd... :\

Dlatego mam zamiar OGRANICZYĆ, a nie radykalnie rzucić. Każdy radykalizm jest niebezpieczny i prowadzi do wypaczeń, zbrodni i tragedii.

 


Metafora bardzo luźna, ale ten pan jest tego dobrym przykładem.

Plan jest taki, że będę sobie pozwalać na słodkie śniadanie w weekendy. No i czasem na nieduży kawałek gorzkiej czekolady po obiedzie (nie wiem jak wy, ale to jedna z niewielu słodyczy, której nigdy nie mogę zjeść dużo) ;P

Plus kontrolowane wyskoki z okazji świąt, urodzin, tudzież innych, nawet nie aż tak specjalnych  okazji - byleby nie dopuścić do tego, że będę się nimi bezmyślnie objadać.

Pkt.4 Ważny punkt i przyjemny ^^ od aktywności fizycznej można się uzależnić. Kiedyś biegałam  4 razy w tygodniu po 10 km (w pozostałe dni chociaż 2-3 km spacerku). Aktualnie od ponad 8 mies. moja forma leży i kwiczy (zamiast "ćwiczy"). Najpierw to ścięgno poszło, potem skręcona kostka, a potem brak czasu, a to sesja, a to praca i wymówki nagle zaczęły się mnożyć.

Nie powiem, brakuje mi tego regularnego treningu. :(

Póki co mam zamiar jeździć na rowerze (cieszmy się, póki jesień znośna) codziennie, chociaż z godzinę (póki czas jest), po ucieczce na studia wdrożyć siłownię, zamiast tego.

Pkt5. Nie śmiejcie się! Wbrew pozorom to baaaardzo ważne! Nie wiem czy to moja przypadłość, ale:

- gdy zjem ciasto, to mogę od razu doprawić je jogurtem i cukierkami, bo?

-gdy parę drinków na imprezie to mogę od razu zjeść pizzę, bo..

?bo cała dieta zaprzepaszczona, nadchodzi koniec świata, ziemia się zaraz rozstąpi i finito.

Straszna ze mnie choleryczka, nie tylko w kwestii odchudzania zresztą.

"1 czekoladka, 1 niezdane kolokwium, 1 kg na plusie to nie symbole apokalipsy"

? i to chyba powinnam sobie wytatuować, I mean it. ;P mam z tym straszny problem, ale staram się już z tym walczyć.

Jak powiedział kiedyś Kartezjusz: "Keep calm..." ;D

20 września 2013 , Komentarze (1)

No i stało się. Niczym Big Ben waga wybiła 59 kg,  a to już prawie 60. Po szczupłej figurze eks-biegaczki zostały…  adidasy ;P ale zawsze coś – zresztą, w niedługim czasie trzeba będzie stopniowo reaktywować bieganie. Pora przestać się zamartwiać nad tabliczką czekolady i ruszyć obrosły tyłek.

Jesień już tuż, tuż. I się zacznie cała ta uczelniana gonitwa. Teraz czekam na nią z ustęsknieniem, ale pewnie po 2-3 tygodniach będę mieć dosyć ;P

Ktoś też planuje troszkę zreformować swoją figurę tudzież kondycję? (bądź jedno i drugie) ^^