To mnie właśnie czeka. Już nawet nie będę mówiła, jak to kolejny raz pofolgowałam sobie kilka dni i w rezultacie pod koniec sierpnia podbiłam znowu do 90,2 kg. Szkoda słów. Ale natchniona super książką, gdzie bardzo rzeczowo opisują, co, ile i dlaczego należy jeść, postanowiłam przestać katować moje ciało i wprowadzić trochę harmonii do jedzenia. Dlatego nowe (zdrowe!!!!) zasady diety, dzięki której będę chudła wolniej, ale zakładam, że trwale i skutecznie są takie:
dziennie 1700 kcal
w tym:
- białko 144 g
- tłuszcze 30 g (max!!)
- węglowodany 212 g
Jest trochę zabawy z liczeniem, ale idzie to ogarnąć. Chwilowo jem proste potrawy, bo jak ktoś je często poza domem, to raczej tak łatwo tego nie policzy, to trzeba wiedzieć, z czego dokładnie składa się posiłek, taki minus. Ale że ja raczej jadam w domu, to ok.
Generalną zasadą mojej diety jest ruch, inaczej tempo chudnięcia będzie zbyt powolne. Dlatego główne sporty dla mnie to: siłownia (orbitrek), basen (aquaaerobik) i joga (jeszcze nie probowałam, ale kusi mnie i jakoś w piątek się chyba w końcu wybiorę). Chwilowo jeszcze można pojezdzic na rowerze.
Jakoś nie umiem się ogarnąć, mam takie podrygi co do diety, a potem wszystko bierze w łeb. Nie wiem, może tym razem... Pewnie jak przebrnę pierwszy miesiąc, nabiorę więcej optymizmu.
A dietę southbeach sprawdzę, dzięki za radę. :***
MagiaMagia
5 września 2012, 21:20ja od pieciu lat jade na 1500-1600kcal by schudnac i 1900kcal jako stabilizacja. i juz widze moj cel. kiedys liczylam dokladnie, teraz staram sie utrzymac srednia tygodniowa na takim poziomie oraz unikam wahan wiekszych niz 300kcal z dnia na dzien. poki sie cwiczy, chudnie sie albo od diety albo od ruchu :)