Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
wpadkowo...


Dzisiejszego dnia nie zaliczam do diety, bo po prostu nie można go tak nazwać... Zdemotywowała mnie liczba na wadze... Już wczoraj waga pokazała więcej niż kilka dni temu, a dziś myślałam, że wszystko wróciło do normy, patrzę a tu ponad 83 kg. Pomyślałam, że wagą nie ma się co sugerować, więc zmierzyłam brzuch - i tu też więcej. What the fuck?! Ja rozumiem przestój, ja rozumiem wahania, ale nie kiedy ćwiczę więcej i jem dietkowo. Zwłaszcza takich wahań nie rozumiem. :( No w każdym razie dziś zrobiłam to, co zawsze kiedy mi coś nie wychodzi, zbuntowałam się. Zjadłam dużo za dużo. I nie poszłam na ćwiczenia. I cały czas myślę, gdzie zrobiłam błąd. Tak analizując, co się zmieniło:

- nie jeżdżę na rowerze, jak na początku a zamiast robić aeroby na siłowni, głównie chodzę na zajęcia, na których są ćwiczenia siłowe

- nie jem codziennie ryb, jak na początku i tylu pomidorów

- jem więcej białego sera (chudego)

Wiem, że to brzmi absurdalnie, bo co mają tu pomidory, ale ja po prostu "głośno" myślę.

Trochę mnie to przybiło, bo jednak kilogram w ciągu 10 dni, to nie jakieś wielkie osiągnięcię, a nawet tego nie będzie.

Ale ok, muszę się wziąć w garść, jeden dzień niedietkowy jeszcze nic nie zmieni. Gdzieś nawet czytałam, że taki kaloryczny kopniak wybija organizm z rutyny (opisuję to własnymi słowami, ale taki był sens). Więc korzystając, że w lodówce pusto rozważam przeprowadzenie jutro jakiejś jednodniowej dietki oczyszczającej...

Zobaczymy, opiszemy. ;)

 

  • ZielonaInesa

    ZielonaInesa

    8 października 2012, 21:54

    Nie katuj się, nie ma co, bo jak tylko zejdziesz z diety to od razu przytyjesz... Hmmm... Myślę, że by mi się przydał taki kaloryczny kopniak :P