Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
My tu pitu pitu, a tu trzeba walczyć! Akszz PCOS!


Co mi się we mnie nie podoba?

To, że ważę 86 kg jest dobijające.:< Fakt, że moje znajome boleją nad tym, że z 58 kg skoczyły do 61 kg jest dla mnie komiczny, albo gdy pokazują mi te swoje niebotyczne wałeczki... Nie zamierzam oczywiście, się rozczulać, bo to nie tak, że one są szczupłe a ja nie doprowadził do mojej 16 kilogramowej nadwagi. O nie! To tylko moja w tym wina, że baluję prawie co weekend wlewając w siebie hektolitry alko i nie zważając na to co jem albo, że mój wysiłek fizyczny ogranicza się do popitalaniu po oddziale jak motorówa przez 8 godzin na praktykach w szpitalu i okazjonalnym basenie czy rowerze trzy razy w miesiącu (smiech) Śmiesznie to wszystko brzmi, bo niby tak funkcjonują normalne studentki i nie mają zbędnego balastu do zrzucenia a już na pewno nie w dwucyfrowym wymiarze :D No ale trzeba z tym walczyć.
Przemyślałam to wszystko, przemyślałam te diety i te tabele przedstawiające składy produktów, indeksy glikemiczne, kalorie... To jest spoko jeśli ktoś zamierza się odchudzać przez trzy miesiące, zrzucić co ma do zrzucenia i potem po prostu mniej żreć, bo siłą rzeczy żołądek się zmniejsza, nie? To jest spoko na ten czas. Jednak gdy chodzi o zmianę nawyków żywieniowych do końca życia? Helloł, nie mam cukrzycy, żeby sugerować się tabelkami do końca moich dni! I oczywiście nie chcę tutaj nikomu z cukrzycą umniejszać, bo trzymanie takiej diety to prawdziwe mistrzostwo i należy się takim osobnikom ukłon do samej ziemi, tylko tu chodzi zupełnie o mnie. O to, że mam dwadzieścia parę lat, chcę się skupiać na carpe diem a nie na mało zabawnym układaniu jadłospisów na każdy dzień i jak zjem coś ponad program to slap w twarz i w ogóle to jesteś do dupy.
Nie cierpię się ograniczać, nie cierpię nie mieć wyboru albo mieć plan od a do z na cały dzień a co dopiero na całe życie, bo często nie spełniam wyżej ustalonych kryteriów. Potrzebuje elastyczności, takiego planu żywieniowego, które dostosuje się do mnie i do mojego zawrotnego tempa życia. Do tego, że jak jestem w kawiarni i widzę ciasto czekoladowe z czekoladowym sosem i czekoladowym wszystkim (zakochany) to mogę je zjeść i na  przykład wytańczyć w drodze do domu (swinia) No dobra, z tym ciastem to przesada, nie należy doprowadzać do takiego wyrzutu insulinki przy insulinooporności, WIEM! Ale raz na tydzień? No kurde, żeby raz na tydzień sobie nie odpuścić? (szloch)

Myślałam intensywnie i wymyśliłam, nic konkretnego, bo przy mnie konkretów można się spodziewać tylko w godzinach pracy, po za szpitalem jestem powalona cudownie mi z tym. :D


1.RESTRYKCYJNE OGRANICZENIE WĘGLI
2.ZWIĘKSZENIE PODAŻY "ZDROWYCH" TŁUSZCZÓW W DIECIE

3.W CIUL WIĘCEJ BŁONNIKA

4. REGULARNE POSIŁKI

5.WYSIŁEK FIZYCZNY 4 RAZY W TYGODNIU

Jeśli chodzi o węgle, to tak jadam ich w piździet za dużo. Słodycze, chlebek, potrawy mączne czy nawet to piwsko w weekendy. ZA DUŻO. Zamierzam przerzucić się na chleb orkiszowy, ciemny czy taki nawet ze słonecznikiem ( przy okazji załatwia sprawę tłuszczów), słodycze bezceremonialnie powiedzieć - FUCK OFF, albo zorganizować sobie taki cheat day, gdzie jednym z 5 posiłków będzie jakieś ekstra ciacho czekoladowe do kawencji<3 To będzie wyzwanie, bo to nie jest tak, że ja nie wiem, że jem za dużo tych węgli, po prostu baton czy jakaś bułka słodka zapycha na szybko i na dość długo, tak że jest więcej czasu na pracę i mniej czasu na myślenie o tym, że oesu jaka też jestem głodna. No ale czas najwyższy zacząć przyrządzać obiadki i lunche do pracy, zjadać je po ludzku, na przerwie, w spokoju. Myślę, że to też kwestia przyzwyczajenia i tego, że no jestem raczej kobietką która preferuje wersje na szybko i to nie tylko w kwestii jedzeniowej ]:> Tłuszcze i błonnik też zapychają i co ważniejsze trawią się dłużej od np. cukrów prostych takich jak pączek. Regularność posiłków to też kwestia insulinooporności, nauczenia organizmu, że wyrzut insuliny ma nastąpić stricte o tej i o tej porze i w takiej i takiej dawce. A wysiłek fizyczny to tak w kwestii walki o wymarzoną sylwetkę oraz co ciekawe - wysiłek fizyczny sprzyja zmniejszeniu się wydzielania aldosteronu czyli męskiego hormonu odpowiedzialnego za np. nadmierne owłosienie czy łysienie placowate czy trądzik.

I już kończąc moje wywody (spi)

Dziękuję Wam z całego serca za odzew, wiem, że to trochę chamskie ale to miło wiedzieć, że są inne osoby, które też mają takie problemy jak ja ;) No i motywacja - to chyba klucz do sukcesu, a jeśli ten sukces będzie wspólny i osiągniemy go razem to będzie jeszcze więcej szczęścia do podziału i jeszcze więcej ucieszonych mordek, co jest absolutnie najpiękniejszą wizją :)))

Walkę czas zacząć, jutro postaram się opisać jak wyglądał ten mój pierwszy dzień reszty mojego życia z PCOS.
Pozdrawiam serdecznie, Groszysko (swinia)(swinia)(swinia)

  • czarnaOwca2014

    czarnaOwca2014

    9 czerwca 2015, 14:18

    Ja mam podobny problem. Ciagle borykam sie z waga 70 kg ! Jak schudne do 62 to niestety tak szybko wraca mi waga po zjedzeniu chodz by kawalka pizzy ze szok. JUz nie wiem jak sobie z tym radzic ;/