Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nic sięnie zmienia


Minął prawie miesiąc od mocnego postanowienia poprawy.
Ani nie schudłam, ani nie przytyłam, wszystko opięte, ale ni myślę o wymianie garderoby, bo cały czas mam zamiar schudnąć. I na zamiarze się kończy. Rzuciłam się w wir pracy, mój M. mówi, że zostanę pracownikiem miesiąca, bo wyrabiam 150% normy. Ale to moja jedyna odskocznia od myśli o odchudzaniu.

Postanowiłam sobie kolejny raz: schudnę!
Nie jem prawie w ogóle słodyczy, ale to za mało, czas ruszyć z konkretną dietą, poćwiczyć.
W poniedziałek zaczynam kolejną przygodę z WO (mówię tak co weekend, może wreszcie uda się ruszyć?), do tego ćwiczenia, koniecznie siłownia, ale też gimnastyka w domu.

Nie mierzę się nawet, żeby się nie załamywać, wagę omijam szerokim łukiem, ale do cholery ile można?
Rzadko wymiotuję, to jest na plus. Fakt faktem, przyjmuję antydepresanty, więc uważam. Ech.

Intensywny plan na najbliższy czas:
- wyzwanie 30 dniowe: brzuszki i przysiady
- Mel B na brzuch i uda
- siłownia
- WO na tyle, na ile będę potrafiła

Mam mega motywację, bo planujemy z M pójść w tym roku na bal sylwestrowy i połączyć to z wycieczką 3 dniową w góry. Szykuje się spora paczka, same laseczki jadą, nie mogę być gorsza, co nie? :)
  • Nieznajoma52

    Nieznajoma52

    17 listopada 2013, 18:38

    Nie będziesz gorsza. Już teraz nie jesteś. Miłego...