Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Ale jestem głodna....

Czuję taki fajny głód, prawdziwy. Zaraz będzie kolacja. Znowu nie zabrałam nic do pracy. Wyjechałam o 7 z domu już po śniadaniu, a drugi posiłek jadłam dopiero o 14. Jakoś dałam radę nie objeść się. Jem wolno, delektuję się. Krupnik, a na drugie pierś z kurczaka ( bardzo rzadko na moim stole), marchew gotowana, ziemniaki. Nic szczególnego, ale wszystkim smakowało! Trochę późno na kolację, ale muszę coś zjeść. Czuję się lżejsza, brzuch trochę mniejszy, boczki też. I ten fajny głodek. Nie jem nic zakazanego. Waga na razie stoi. Czuję się dobrze, fajnie coś robić. Chcę jeszcze poćwiczyć. Dzisiaj już nic nie boli. Myślę, że nie mam najgorszej kondycji, a to dzięki jodze, choć ćwiczę raz w tygodniu, są efekty. Ale to naprawdę za mało. Podobno ciało to stan naszego umysłu. No to nie jest ze mną najlepiej.