Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie ma się czym chwalić...

Chętniej piszę gdy udami się trzymać dietę i przeżyć dzień bez wpadek. Gdy do tego trochę się poruszam pękam z dumy i chcę się podzielić moim sukcesem.
Dzisiaj nie mam się czym chwalić, same wpadki. Śniadanie ok., potem długo, długo nic, więc wracam głodna do domu. Ile razy można powtarzać ten sam błąd? Obiadu nie ma, bo nie miałam siły wieczorem gotować, warzyw nie ma, bo nie pomyślałam, no i co tu robić. ratuję się makaronem z białym serem. Potem wstawiam zupę i już się robi domowo i spokojniej. Zupa będzie jeszcze na jutro. Niestety podjadłam domowego, pieczonego Musli, sama nie wiem po co je robiłam. Dzieci średnio lubią. Miałam wczoraj tyle do zrobienia, a zabrałam się właśnie za to. Do świąt zero słodkości. Zero.
Jakieś takie głupoty robię zamiast tego, czego naprawdę potrzebuję. Nie ma się czym chwalić, więc szybko uciekam stąd. A mam zawsze takie dobre zamiary. Często kończę na tych zamiarach, sama nie wiem dlaczego.