Znowu myślę. To znaczy,że jestem,że istnieję...Obmyślam plan. Piję kawę. Od czego zacząć. Następny początek. Nikomu nie muszę nic udowadniać. A sobie? Już naprawdę przestałam wierzyć, że mogę doprowadzić coś do końca. Byłam tak blisko wymarzonej wagi, tak blisko celu. Dlaczego nie dałam rady, dlaczego odpuściłam. Chudłam, to znaczy,że mogę. Co przeszkadza w konsekwencji w dążeniu do celu, dlaczego nie mam wiary w siebie? Przypominam sobie lata młodzieńcze...Trudno w to uwierzyć ale moim marzeniem było być przeciętną. Nie rzucającą się w oczy, zwykłą...Nie chciałam być najlepszą uczennicą, nie chciałam być ekstrawagancka, nie chciałam być najbardziej lubiana i chwalona i podrywana. Co to za dziwactwo? Marzyłam by jeździć konno. Niestety nie miałam takiej możliwości. Stare, trudne czasy. Może gdybym miałam trochę samozaparcia? Każda przeszkoda powodowała,że odpuszczałam. Dziś też zwracam na siebie uwagę z innego co prawda powodu, ale nie jest mi dane być przeciętną i niezauważalną...
Aha, a co do diety, to daję radę, tylko nie wiem jak długo. I dlaczego chce mi się płakać?