Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
impreza...


Odchorowałam już zatrucie i wróciłam do diety. Właśnie pałaszuję na obiad grillowanego łososia z grillowanym ziemniakiem :) Nie mam dziś zbyt wiele czasu, więc nie będę miała kiedy ćwiczyć, ale żeby nie być zupełnie bierną - pojechałam i wróciłam na rowerze z angielskiego - zrobiłam łącznie 10 km i spaliłam 200 kcal. Mało. Ale lepszy rydz niż nic...

Dziś przede mną wyzwanie  - impreza. Wcale nie mam ochoty na nią iść, ale moja kumpela, od 3 dni nie daj mi żyć i biadoli, że muszę. W końcu się poddałam. Idę. Mam zamiar nie pić i nie jeść. Inaczej. NIE BĘDĘ PIŁA ALKOHOLU ANI JADŁA ŻADNYCH POGRYZACZY. Będę piła sok pomidorowy ponieważ go lubię, nie ma zbyt wiele kcal, jest zdrowy, no i coś pić muszę, co by mi smutno nie było. Jeśli uda mi się tego dokonać, będę z siebie dumna... Trzymajcie kciuki...

Waga pokazała dziś 85,9, czyli 0,2 więcej niż od startu, ale też mniej niż na początku. Mam nadzieję, że podczas piątkowego ważenia będzie znowu 85,7.

Mały cel na najbliższe dni - 1 listopada - 84,0 na wadze. Oby się udało...