W Święta się opanowałam, ale za to wczoraj... Nie wiem co mnie napadło. Cały dzień było ok, wieczorem wcale nie byłam głodna. Ale stojąc w kuchni zobaczyłam świeżutki, przypieczony chlebek, taki chrupiący i trzeszczący w zębach. Nawet nie wiem jak to się stało, po prostu wzięłam nóż i zaczęłam kroić najpierw przylepkę (mniam), a potem dalej. Na to masełko (prawdziwe, bo przez dietę tylko takie jest w domu), kiełbaska własnej roboty no i poszło. Nawet nie wiem ile zjadłam. Czułam się jakbym patrzyła na siebie zza jakiejś szyby. A wieczorem jeszcze czekoladka mleczna z orzechami. Póki leżała zapakowana nie ruszało mni, ale Synek zapytał "Mogę kawałek?" No pewnie, tylko, że jak otworzył i leżała przede mną na stoliku to już przebacz nie było. Skutek - dziś waga 102,5kg, mimo 40 minut gimnastyki