Nie zaglądałam tu długo. Za karę. Po ostatnim wpisie poszalałam tak, że waga podfrunęła prawie do 108kg. Powiedziałam sobie, że nie będę pisać póki nie wrócę do paskowej. Dziś zobaczyłam 102,4kg. Co prawda jutro będzie ciut więcej, ale przyzwyczaiłam się, że po ciężkiej sobocie (cały dzień szalałam w ogrodzie) jest spory spadek, a po leniwej niedzieli trochę odbija w górę. Ale tendencja ogólna jest w dół. Generalnie trzymam się diety na metabolizm (choć zdarzają się odstępstwa, dość regularnie chodzę na masaż, rower i na jogę. Ta ostatnia może bardzo nie odchudza, ale potrzebuję rozciągnięcia bo np. chodzenie w płaskim obuwiu, po latach biegania na obcasach, powoduje problemy z łydkami. I takich "durnych" dolegliwości mam więcej. A za jakiś czas pomyślę o innej formie ruchu. Może zimą wrócę na siłownię?