Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jest coraz gorzej


Waga od zeszłego tygodnia wzrosła z 80,5 kg do 81,4 kg.


Coraz gorzej mi idzie w tej mojej nowej pracy. Przechodzę samą siebie w ilości błędów i pomyłek. Wczoraj zapomniałam posłać kierowcę po ładunek. Średnio co godzinę popełniam jakiś błąd. Niektóre takie błędy skutkują później poważnymi problemami i kosztami. W dodatku codziennie wychodzę co najmniej piętnaście minut po czasie (a często przychodzę dziesięć minut przed czasem). Do domu wracam wykończona, a jeszcze wieczorem i w weekendy ścigają mnie telefony, że problem jakiś w trasie, albo coś wyjaśnić, albo cóś. Po powrocie do domu nic mi się nie chce. Siedzę i jem i znowu tyję. Mam ogromne poczucie winy, że jestem takim beznadziejnym pracownikiem i wstyd mi strasznie przed szefem i kierowcami. Czuję się beznadziejna i martwię się, że wszyscy patrząc na moje błędy oceniają mnie jeszcze gorzej niż ja sama. Że nie przedłużą mi umowy po tych trzech próbnych miesiącach, a jeśli nawet, to o porządnej kasie, którą mi obiecano - mogę zapomnieć. Moje poczucie własnej wartości spada na łeb i na szyję. Jestem załamana. I jeszcze czuję ogromną złość, że praca tak mnie absorbuje, że nie mam czasu zatrzymać się, spojrzeć w głąb siebie i złapać kontakt z samą sobą. Ba, wszystko próbuję zrobić tak szybko, że w zasadzie nic nie robię dokładnie. A jeszcze wciąż ścigają mnie słowa szefa „jeszcze to i tamto i proszę zadzwonić i jeszcze oferta i jeszcze coś trzeba wydrukować a coś posłać mailem”. I jeszcze telefon dzwoni. I kierowca pisze sms, że ładować go nie chcą. I jeszcze proszę zrobić sprawozdanie do GUS. Nie przyjęłam się do pracy w tej branży wczoraj i wiem, że w transporcie tak jest, że wszystko dzieje się naraz. Ale tym razem to NARAZ mnie przerosło!!! Nie chce mi się rano wstawać z łóżka i iść do pracy. Po powrocie z pracy nie mam ochoty na nic. Moje kontakty z ludźmi i prywatność niemal umarły. Tęsknię za starą, dobrą pracą, w której wszystko ustawiłam sobie tak jak sama chciałam, po godzinach nic się nie waliło (na ogół), robota układała się niemal sama a wyniki miałam zarąbiście dobre! (No dobrze, tylko z dojazdami był problem, bo zajmowały mi dwie godziny dziennie). Tylko że tam już wracać nie mam po co. Starego prezesa zwolniono. Fajnych ludzi zwolniono, niektórzy odeszli sami. Pensje poobcinano. Atmosfera podobno do bani.


Mam ochotę się upić. Zapomnieć. Odlecieć.
Mam ochotę jeść. Mam ochotę płakać.
Wszystko, byle tylko nie czuć tego napięcia, które czuję.


Po wczorajszej wpadce poczułam ogromną złość. Chciałam się upić, ale nie zrobiłam tego. Wzięłam dziś zeszyt i zaczęłam wypisywać, co chcę i sądzę że mogę zmienić w tej pracy, żeby zaczęła mi się ta robota układać. Co JA sama w SAMEJ SOBIE chcę zmienić, żeby było mi łatwiej. Gdzie postawić granice, żeby chronić nie tylko samą siebie ale i interes firmy (bo spedytor popełniający błędy nie leży przecież w interesie firmy!). Z jakich praw dać sobie prawo skorzystać. Czego się nauczyć. Jasne, że cuda od poniedziałku się nie staną, ale wierzę, że małymi kroczkami mogę wiele zmienić na lepsze.


Zapisałam się na warsztaty treningu asertywności. Będą trwały dziesięć tygodni (10 spotkań po 3 godziny) i są finansowane z NFZ. Po dwóch pierwszych spotkaniach wiem już na pewno, że przydadzą mi się umiejętności tam nabyte, oj przydadzą!




Mądrzy ludzie mówią, że problemy jakie mnie spotkały, to najlepsze, co mogło mnie teraz spotkać. Że lepszego daru od losu nie mogłam dostać. Oto mam szansę ZMIERZYĆ SIĘ Z PROBLEMEM I ROZWIĄZAĆ GO, a nie starym zwyczajem podkulić ogon, otworzyć lodówkę i w poczuciu bycia najbiedniejszą ofiarą na świecie starannie opróżnić jej zawartość, a potem z zapałem zabrać się za kolejne odchudzanie, pozostawiając jednocześnie PRAWDZIWY problem nierozwiązany…

  • luckaaa

    luckaaa

    19 stycznia 2014, 01:34

    Odpowiadajac na pytanie - mieszkam w Oslo .

  • luckaaa

    luckaaa

    19 stycznia 2014, 01:14

    Mysle tak sobie ... Nowa praca , nowe srodowisko... Daj sobie troche czasu i szanse na polubienie i wyrobienie rutyn , ktore ta prace ulatwia . Nikt nie jest idealny , a u nas daje sie pracownikowi rok czasu na przyuczenie i zapoznanie sie z nowymi obowiazkami . Wyluzuj . Wdech , wydech.... I usmiech :) za pare miesiecy bedziesz sie smiala z tego stresu - typowego zreszta w nowej pracy.

  • ulawit

    ulawit

    19 stycznia 2014, 00:39

    Świetny pomysł z tym treningiem asertywności! Ja m in dlatego tkwię w tej pracy, w której tkwie,bo boję się że nie odnajdę się w nowym miejscu z nowymi ludzmi, itd.. Ale takie zmiany są ważne, myślę że wszystko się poukłada i z czasem będzie coraz lepiej ;)

  • nena111

    nena111

    18 stycznia 2014, 21:44

    Poczatki sa zawsze trudne,ale wierze,ze Ci sie uda.Masz swiadomosc gdzie lezy problem-a to juz bardzo duzo...Trzymam kciuki:)

  • inesiaa

    inesiaa

    18 stycznia 2014, 17:15

    I nic nie trzeba dodawac do Twojego wpisu...koncowka rewelacja:) najwazniejsze, ze wiesz gdzie lezy problem i co zrobic zeby go zlikwidowac, nie zablysne ale poczatki sa trudne, we wszystkim, potem wyjdzie sloneczko...trzymam kciuki:)

  • azi74

    azi74

    18 stycznia 2014, 17:11

    hm....aż za dobrze znam opisany schemat w ostatnim akapicie ...na warsztaty z asertywności też chodziłam . Teraz dołożyłam jeszcze psychologa , aby pomógł mi rozszyfrować samą siebie . Może wówczas uda mi się w pełni zapanować nad swoim życiem i jedzeniem . Pozdrawiam i życzę siły oraz wiary w lepsze jutro .