Nie, no, cholera jasna!!!
Mój problem polega na tym, że z jakimiś emocjami sobie nie radzę, czegoś do
siebie nie dopuszczam. Coś we mnie kiełkuje, nosi mnie, napełnia napięciem i…
… no… i następuje schemat większości z Was znany…
… uspokajam się jedzeniem.
Fuck.
Moim problemem nie jest jakieś szczególnie niezdrowe jedzenie czy cóś. Nie
potrzebuję żadnej diety-cud, sali fitness czy innych tego typu wynalazków. Po
czternastu latach odchudzania podstawy dietetyki znam całkiem nieźle. Pomysły
na ruch sprawiający radość też mam i nawet czasem z nich korzystam.
Ja potrzebuję sposobu na Demona Głodomorrę, czyli mówiąc po ludzku: sposobu na napięcie,
które zmusza mnie do jedzenia i olewania wszystkiego. To jakaś mieszanina
smutku, rezygnacji, złości i beznadziei. Objawia się jako bliżej niezidentyfikowana,
przygniatająca kulka w splocie słonecznym i wypełnia całe ciało niemocą. Brrr!
Gdyby toto we mnie nie istniało, jadłabym jak każdy zdrowy człowiek – po to
żeby żyć, po to żeby poczuć przyjemność, a nie po to żeby zabić napięcie.
Od pewnego czasu coraz mniej pracuję nad swoim zewnętrzem (kg), a coraz więcej
nad wnętrzem (psychika). Nie schudłam, ale – paradoksalnie - wahania wagi i ich
tempo zmniejszyły się w stosunku do poprzednich lat. Uwierzycie, że wysoka waga
to i tak większy komfort niż waga wysoka-niska-wysoka-niska-wysoka?
Sporo czytam. Obserwuję siebie. Zahaczyłam o warsztaty asertywności, z nich
wylądowałam na innych zajęciach z udziałem psychologów i grupy osób tak jak ja
szukających siebie. Pracuję nad sobą. Ale nic nie dzieje się od razu. Praca
jaką włożyłam w siebie w ciągu ostatnich 18 miesięcy wprawdzie przynosi mi
żniwo pod postacią lepszego samopoczucia, lepszych dla mnie decyzji, bardziej
satysfakcjonujących relacji z najbliższymi osobami i ogólnie odczuwalnej
poprawy, ale Demon Głodomorra nadal istnieje, a ja… ja tak bardzo chcę go
zrozumieć, rozgryźć i rozbroić.
Waga mi rośnie. Dziś rano pokazała liczbę 87.
W głowie mam chaos. Z jednej strony znam prosty sposób na schudnięcie, jaki
można znaleźć w każdej, najgłupszej nawet gazecie (mniej jeść, więcej się
ruszać), z drugiej strony mam świadomość istnienia Demona Głodomorry, który i
tak położy wszystkie moje wysiłki na łopatki jeśli nie dziś i nie za tydzień to
za pół roku czy rok. Nie chcę znowu chudnąć 30 kilogramów tylko po to, żeby za
chwilę znowu przytyć i czuć się jeszcze gorzej. Na widok ludzi bezrefleksyjnie
się odchudzających odczuwam złość na głupi trend w społeczeństwie: „żryj mniej,
płać za fitness, a będziesz piękny!”. Kurwa, to nie działa na dłuższą metę, a
wciąż nam cisną kity że to jedyny sposób!!!
A co z Demonem Głodomorrą?
No tak… z Demonem to nie taka prosta sprawa. Na niego przepisu nie ma. To MÓJ
Demon i tylko ja mogę go poznać i zrozumieć. Drogi na skróty nie ma. Przepisu w
Tinie, Pani Domu czy Bravo Girl nie znajdę. W Charakterach też nie.
To trochę tak jak w bajce, kiedy sierotka-bidusia sama musi iść do lasu,
odnaleźć Złą i Silną Czarownicę, zmierzyć się z nią, zwyciężyć, zaprzyjaźnić i
powrócić do wioski jako silna kobieta. I tam w tej wiosce zmierzyć się ze złem
które ją prześladowało czyniąc z niej sierotkę-bidusię. A potem żyli długo i
szczęśliwie…
Uuuu ale mi się bajkowo robi na tym blogu. :) Mamy Grzeczną Dziewczynkę, Ogra
(przeciwieństwo Grzecznej Dziewczynki), Demona Głodomorrę a teraz jeszcze
Czarownica doszła. Pięknie. Ciekawe kiedy z zajęć psychologicznych wyląduję w psychiatryku…
Fajnie mi się pisze te teoretyczne bzdury plaszcząc dupę przy komputerze i
przegryzając wafelka XXL.
Idę do lasu szukać Czarownicy, cokolwiek to znaczy…
Elissa2014
2 maja 2014, 17:27No i skad ja to znam,ech te słodycze to prawdziwa zmora,kto to wymyślił?
zombie98
1 maja 2014, 11:55Dlatego trzeba ćwiczyć silną wolę. ja już od dawna nie mam z tym problemu. ,,To co zjesz po kryjomu będziesz nosić przy wszystkich"
ellysa
1 maja 2014, 11:28jak juz znajdziesz sposob na tego demona to daj znac,bo ja za cholere nie moge sie go pozbyc...pozdrawiam:)
MichasiaK
1 maja 2014, 11:16...czytam Twój wpis... jakbym czytała siebie... wahania wagi są ponad moje siły... chudne, wywalam kase na fitness po to by przez dwa miesiące "gorszych dni" przypakować 8 kg... moja psycha leży i kwiczy... nie ma mnie...