Jedzeniowo póki co sukces:
pięć posiłków i tysiąc osiemset kalorii - czyli nie przejadłam się - czyli plan
zrealizowany.
Wykorzystanie dnia: znacznie lepiej niż wczoraj!
Przed południem ogarnęłam trochę mieszkanie. Tak przyjemnie się teraz patrzy na
te moje „odmienione” porządkami kąty. To był dobry pomysł. No i te żółte
kwiaty, które wczoraj przytaszczyłam z okolicznych bezdroży… Całkiem ślicznie
tu się zrobiło :)
Wieczorem powlokłam się na samotny spacer po mieście i łaziłam tak dwie godziny
praktycznie bez celu, byle nie siedzieć w domu i mieć trochę ruchu.
Po południu zaliczyłam godzinną wtopę przed komputerem – autentycznie uciekłam
do internetu przed emocjonalnymi problemami. Czytałam jakieś chore artykuły
typu „grabarz pozował z nieboszczykiem do zdjęcia” czy „ksiądz nie chciał
pochować naszej ciotki” chyba naprawdę tylko po to, żeby nie czuć tego, co
czucia się domagało. Internet tym się jednak różni od jedzenia, że po godzinnym
czytaniu nawet najdurniejszych artykułów boczki nie rosną. To już chyba lepiej
czytać o tym grabarzu niż zażreć.
Relacje: tragedia!
Koleżanka obiecała mnie odwiedzić. Rzadko kiedy ktoś mnie odwiedza, więc się
bardzo ucieszyłam. Niestety, zadzwoniła że córeczka jej się rozchorowała i nie
przyjdzie. Zrobiło mi się smutno. Trzeba będzie poczekać na lepszy czas…
Pomyślałam o spotkaniu z innymi nielicznymi znajomymi, ale jakoś tak przyszło
mi do głowy, że nikt na spotkanie z samotną, zgorzkniałą Ogrzycą nie będzie
miał ochoty i każdy ma lepsze towarzystwo na niedzielę. W efekcie nie
zadzwoniłam do nikogo.
Z tatą relacje mam chore od zawsze, a dziś dodatkowo je zaogniłam, wydzierając
się w obronie własnych granic. Teraz mam wyrzuty sumienia, że dałam się ponieść
emocjom, niczego konstruktywnego tym nie osiągając. Zachowuję się jak mały
piesek, który szczerzy kły i szczeka ze strachu przed większym. Wydzieram się
jak bezsilna nastolatka. Chyba pora na przemyślenie strategii osoby dorosłej i
świadomej swojej siły…
Z Samcem związek praktycznie już umarł i czeka na pogrzeb. Właściwie nie ma już
nawet sensu oficjalnie sobie mówić „rozchodzimy się”, nie mam siły rozdrapywać
tej rany.
Rodzeństwa nie mam, z rodziny została mi tylko wspomniana wczoraj i również
wczoraj odwiedzona ciotka.
Nowych znajomości zawierać nie potrafię, ludzi się boję jak diabeł święconej
wody, nieśmiała nie jestem ale relacji (zwłaszcza w dużej grupie) nawiązać nie
potrafię.
W efekcie tego wszystkiego poczułam się dziś totalnie samotna. Jest mi smutno i
chce mi się płakać (oby tylko jeść mi
się zaraz z tego smutku nie zachciało!!!). Mam wrażenie że dookoła mnie same
radosne rodziny z małymi radosnymi dzieciaczkami albo szczęśliwe zakochane
pary, albo roześmiane grupy przyjaciół w różnym wieku, i tylko ja – Ogrzyca
ciągle jestem samotna i to się już nigdy nie zmieni, bo niby jak, skoro nawet
jak mnie się wrzuci w tłum ludzi to żadnej relacji nie nawiążę bo kurna chata
no nie potrafię i koniec. Próbowałam setki razy i ciągle się nie udaje…
The Rest:
Łażąc po mieście poprzyglądałam się sobie w szybach wystawowych. Królową stylu
to ja na pewno nie jestem. No chyba że królową Stylu Rozpaczliwego. Wypisz wymaluj
nadaję się na reklamę artykułu „Jak wyglądać okropnie”. Tu nie chodzi o rewię
mody czy jakiś szpan. Tu chodzi o odrobinę gustu i kobiecości… Myślę, że gdyby
moim kolegom dano do wyboru: ja albo Conchita Wurst to wybraliby Conchitę bo
jest bardziej kobieca. Ba, co tam Conchita, oni by chyba nawet Michała
Wiśniewskiego uznali za bardziej kobiecego niż ja…
I jak tu kurna chata nie żreć?!?!?!?
jovanka28
15 września 2014, 20:31zaraz zaraz, do tego wpisu powinnaś musowo wrócić, jak będziesz w świetnym nastroju. przeczytać i zobaczyć, jakie farmazony sobie sama wmawiasz, bez urazy. brzmi jak klasyczne nakręcanie się : smutno mi = jestem beznadziejna, nikt mnie nie lubi, nie mam przyjaciół, nie mam stylu... leci cała seria negatywnych myśli...i może jeszcze seria wspomień wszystkich życiowych porażek... nie znam Cię osobiście, ale daję sobie uciąć głowę, że fajna z Ciebie babka. I że ludzie Cie lubia, przynajmniej niektórzy ;) Ale sama sobie nie pozwoliłas zadzwonić i poprosić o wsparcie - a może ktoś z twoich znajomych by się strasznie ucieszył? dlaczego zakładasz czarny scenariusz? masz taki nawyk? ja bym to porozkminiała.
megan292
14 września 2014, 23:38Ja nigdy nie miałam i nadal nie mam problemów z "żarciem", więc nie poradzę, ale będę trzymać kciuki za Ciebie :)
luckaaa
14 września 2014, 22:58Krolowa stylu to ty mozesz zostac jesli ci sie bedzie chcialo , a widocznie nie chcesz teraz , ale jestes za to krolowa dowalania sobie do kotla i to sie musi skonczyc . Normalnie nie pozwalam ci na krytykowanie swoich poczynan , siebie i swojego zycia ... Ja widze tutaj fajna , mloda dziewczyne , ktora sie szarpie w swoim kokonie . Za fajna na to szarpanie . A gdyby tak puscic na luz troszke , bylego ex juz prawie - na wolnosc ( niech idzie jak mu nie pasuje ) , a gdyby tak wyjsc po poludniu na jakies kursy , doksztalcanie , zrobic to na co nigdy nie mialas czasu , otworzyc nowe horyzonty ? Znajdzie sie moze nowe grono znajomych ? Nowy Ktos Wazny ? Ps . Kobiecosc wyczarujesz szybko ... To jest najprostsze w nowym planie :)
achaja13
14 września 2014, 22:40ale plan zrealizowany więc jakiś krok do przodu zrobiony.... może pierwszy, żeby Ogrzyca znów zamieniła się w Venus... i spotkała nowego Samca (jeśli rzeczywiście ten związek jest nie do uratowania) ... ps. ja też coraz gorzej radze sobie z samotnością... niby jest A...niby mam przyjaciółkę a jednak brakuje mi kogos najważniejszego...