Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Sukcesowo


Oficjalnie już mogę się pochwalić małym sukcesem: sobota i niedziela bez kompulsów są już faktem!!! Dwa całe dni bez kompulsów!!! Hurrraaa!!!!

Na początku września (czy może pod koniec sierpnia) pisałam, że jednym z celów jest dla mnie zaprzestanie codziennych wizyt w barze w pracy. II połowa sierpnia była takim czasem, kiedy zaglądałam tam codziennie a bywało i tak, że zamawiałam jedzenie w barze dwa razy w ciągu jednego dnia. Być może kucharz się cieszył, że klientowi smakuje a i bar zarabia, ale mnie było niesamowicie wstyd. Miałam wrażenie, że wszyscy wiedzą, że nie potrafię się pohamować żeby codziennie zamawiać to samo ulubione, pełne panierki i tłuszczu danie.
Czasem tak pilnowałam pory, żeby nikogo w biurze nie było, i wtedy w te pędy biegłam zamówić swój narkotyk, potem pochłaniałam go szybko parząc sobie usta, żeby nikt mnie na tym nie przyłapał, a na koniec otwierałam w biurze okna, żeby wywietrzyć zapach jedzenia. Kiedy ludzie wracali, ja siedziałam jakby nigdy  nic, zajęta pracą. Szczytem upokorzenia było, kiedy poszłam zamówić jedzenie nie mając w portfelu ani złotówki i poprosiłam o wydanie „na krechę”. Następnego dnia z samego rana oddałam pieniądze, ale od tego czasu już tam nie poszłam.
Dziś znajoma z biura zamawiała w barze jedzenie i doniosła, że kucharz z niepokojem dopytuje co u mnie, bo tak dawno mnie tam nie było… Nooooo… z dobre dwa tygodnie co najmniej!!! To też jest jakaś miara sukcesu!!!
Teraz noszę swoje śniadania do pracy. Jem co trzy godziny. Wychodzi taniej no i mniej tucząco.

Atak Demona Głodomorry dopadł mnie w II połowie sierpnia, trwał dobre 2-3 tygodnie i kosztował mnie dodatkowe trzy kilogramy tłuszczu, które do dziś noszę w charakterze oponki na brzuchu. Teraz powoli się wycisza. POWOLI. Nie tak z dnia na dzień, tylko po kroczku: najpierw wróciłam do pisania na Vitalii, potem opracowałam sobie plan jedzenia 2.200 kalorii w pięciu posiłkach i zaniechałam kompulsywnych wizyt w barze. Stopniowo próbowałam opanować kompulsywne podjadanie różnych „drobiazgów”. W końcu od paru dni zaczynam odczuwać lekki spokój. To wszystko dzieje się tak powoli… A efekty są tak kruche…

  • kokosowa1000

    kokosowa1000

    16 września 2014, 23:53

    Brawo:)

  • magnolia90

    magnolia90

    16 września 2014, 21:01

    Gratuluję! Każdy sukces jest sukcesem na który Ty zasługujesz. :):):)

  • luckaaa

    luckaaa

    15 września 2014, 21:53

    Zarcie nie jest najwazniejsze w zyciu , i czas abysmy przejely wladze nad swoim lakomstwem :)) Mowie to ja , ktora wie z czym walczysz . Najwieksza satysfakcja to kiedy mi burczy w bebnie ( a nie powinno , bo jadlam ladnie ) , zbagatelizuje to i okazuje sie , ze za pol godziny nie czuje kompletnie glodu ! Glod jest w glowie !

  • jovanka28

    jovanka28

    15 września 2014, 20:11

    lepiej powoli, prawdziwa zmiana musi trwać! ciesz się kaźdym sukcesem, czy nie jest tak, źe umiesz teraz szybciej wyjść z dołka? to teź się liczy.