Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wigilia trochę inaczej


Postanowiłam, że w tym roku Wigilii robić nie będę. W zeszłym roku jak zwykle przygotowywałam wszystko sama, tata jak zwykle palcem nie kiwnął żeby pomóc tylko czekał żeby go obsługiwać, o prezencie zapomnij, nawet po ostatnie zakupy sama w Wigilie musiałam biec a na koniec usłyszałam od taty „robisz ciulate święta”. Miarka się przebrała!


Na wiosnę Wielkanoc świętowałam już sama. Wsiadłam w samochód i pojechałam przed siebie, na Jurę Krakowsko – Częstochowską, do Olsztyna koło Częstochowy. Łaziłam samotnie po lasach i skałkach, byłam szczęśliwa w święta – po raz pierwszy od dwudziestu paru lat. Tatę zaprosiła pani która u niego sprząta i też był zadowolony.


W Wigilię chciałam zrobić podobnie. Ale ciemno, zimno, łazić nie ma gdzie, a samotnego przedwojennego domku, który znalazłam na Jurze właściciele nie wynajmują zimą. No i znowu te wyrzuty sumienia: Że jak to? Tatę na święta zostawić? Kto to widział? Wyrodna córka! Ludzie zostawiają nakrycie dla niespodziewanego gościa a ty chcesz tatę zostawić? Tak nie można! W efekcie nie miałam za bardzo pomysłu co ze sobą w tą Wigilię począć… Wiedziałam tylko, że w domu być nie chcę.


Dzień przed Wigilią zadzwonił mój Samiec, że on też nie ma ochoty na święta, że jak chcę, to on zaprasza, ale on nie ma choinki ani porządku ani niczego. Po prostu będziemy sobie siedzieć razem i jeść byle co. Zgodziłam się.


Wspólnie przygotowaliśmy sobie kolację.
Na stole stanęło zgodnie z tradycją: DWANAŚCIE DAŃ!!!
To znaczy: herbata, ketchup i 10 placków ziemniaczanych :) :) :) :) :)


Po raz pierwszy w życiu Wigilii nie świętowałam przy stole zastawionym obficie tym, co narzuca tradycja i społeczeństwo. Nie harowałam jak głupia robiąc zakupy i przygotowując przez dwa dni jedzenie. I wiesz co? Znowu poczułam się szczęśliwa. Było dużo mniej pracy a trochę więcej wspólnego przeżywania. Tak naprawdę tylko za tym tęskniłam…


Po raz drugi w tym roku zanegowałam narzucony przez tradycję sposób spędzania świąt i mimo początkowych ogromnych wyrzutów sumienia (musiałam zostawić tatę który uwielbia robić z siebie ofiarę) w efekcie poczułam się szczęśliwa. Czy nie o to do jasnej cholery chodzi???


A tata? Tatę zaprosił… mój kolega do swojej mamy, bo dzień wcześniej zwierzyłam mu się ze swoich rozterek. I tata sobie chwalił, że dużo jedzenia było. No, czyli wszyscy zadowoleni…


Kiedy wróciłam po dwóch dniach, tata trzymając w łapie prezent który mu zostawiłam, tłumaczył się, że mu nieswojo bo on dla mnie prezentu nie ma.
- Nie pierwszy raz - odparłam i spokojnie odeszłam w swoją stronę. Nie pierwszy raz nie dostałam od niego prezentu w święta (chyba nigdy w dorosłym życiu nie dostałam), ale pierwszy raz miałam to naprawdę w dupie, że tak niewiele dla niego znaczę.
Może nareszcie zaczynam dorastać?

  • achaja13

    achaja13

    2 stycznia 2015, 14:23

    Super :) Bo w tym wszystkim nie chodzi o to, żeby poddawać się tradycji ale być szczęśliwym i być dla siebie...

  • magnolia90

    magnolia90

    1 stycznia 2015, 19:12

    I oto w tym wszystkim chodzi, w tym całym dorosłym życiu: dążyć do wolności nie raniąc innej osoby. Tobie to się udało w czasie tych świąt (wielkanocnych również). Myślę tak, a nie inaczej ... , chociaż osobiście dla mnie najpiękniejsze są święta w gronie rodzinnym. kocham te przygotowania, prezenty i samą wigilię i święta, całą te tradycję, śnieg na dworze, śpiewanie kolęd, choinkę - wszystko! Nic nie jest takie proste, by błyskawicznie znaleźć niezawodne rozwiązanie. Życzę Ci, byś odnalazła to, co kiedyś w Twoim życiu było - szukasz, a więc znajdziesz. Wszystkiego dobrego w nowym roku.