Po
wakacjach - z których wróciłam mega zmęczona - nie potrafiłam już złapać
równowagi i wpadłam w żarciociąg.
Waga poszybowała w górę.
Z 82 kg w wakacje do nawet 92 kg późną jesienią.
Po raz kolejny, dzień po dniu metodyczne obżeranie się niemal do bólu i codzienne
postanowienia „od jutra”.
Kiedyś myślałam że to kwestia silnej woli. Ale ona zawodzi.
Potem myślałam, że problem załatwi znajomość dietetyki. Myliłam się.
Jeszcze później wierzyłam, że to kwestia psychologii. Ale i ona tutaj wysiada.
Miałam też fantazje, że większa ilość ruchu załatwi sprawę. Nie załatwiła.
Czuję się jakbym waliła głową w mur.
Równie dobrze mogłabym kamień uczyć fruwać…
CuraDomaticus
10 grudnia 2015, 09:33cholera no, ale przecież musi być jakiś sposób i na Ciebie ! :)
AMORKA.dorota
10 grudnia 2015, 09:10Trabbntem przejechalas kawal swiata to i z waga sobie poradzisz.Najgorzej wystartowac.Trzymam kciuki i goraco kibicuje.Kto jak nie my damy rade.Pozdrawiam.
Ampelia
9 grudnia 2015, 23:56Dasz radę!!! Głowa do góry!!!
achaja13
9 grudnia 2015, 23:21kamienia fruwać nie nauczysz ale Ty już nie raz chudłaś....w sumie myślę, że wiesz w czym rzecz...nie ma od jutra bo to dziś trzeba zacząć... u mnie waga z jednej strony zależy od okoliczności zewnetrznych ...jak sprzyjają spada... ale z drugiej strony jak nie sprzyjają to zaczynam żreć bez opamiętania.. więc jednak psychologia... ech... a tak wogóle to wyczaiłam Cię na fejsie. Kiedyś przez Twoją strone o fotografiii :) i wiesz fajna i taka pozytywna jesteś... POwodzenia...
parla32
9 grudnia 2015, 22:18Jesli przejechalas tyle kilometrów wypasionym i pelnoletnim trabantem to i teraz dasz rade! Jak nie Ty to kto??!!
perfekcja88
9 grudnia 2015, 21:35Nie poddawaj się kochana! Mam bardzo podobnie, upadam bardzo często, raz jest dobrze, trzy razy źle.. ale musimy walczyć! innym się udaje, to my też musimy w końcu osiągnąć swój cel :)