Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wątpliwości dietetyczne i małe zestawienie
sukcesów


W tym tygodniu jakoś zupełnie nie miałam czasu skupiać się na proponowanych zestawach. Nawet wymieniać na coś, co byłabym w stanie (miała czas) zrobić. :( Staram się trzymać założeń diety. Do stałego repertuaru weszły naturalny jogurt, kefir i maślanka, ograniczenie gdzie się tylko da tłuszczu. Z wyjątkiem mleka, ale za to samo mleko nieco ograniczyłam. Najważniejsze, że coraz łatwiej jest mi powiedzieć sobie 'nie'. Również zaczynam zauważać sytuacje, gdy chęć wszamania czegokolwiek wynika raczej z sytuacji - zdenerwowania, pośpiechu - niż faktycznego głodu. I tu mam nawet jakieś drobne sukcesy. Od paru tygodni nie zjadłam czekolady. Nie udało mi się nie zjeść domowego ciasta. Ale zdecydowanie mniej kawałków niż kiedyś (tzn. np. jeden, a nie cztery).
Trochę jakaś taka uboga ta moja dieta, choć w sumie nie wiem, czemu tak myślę. Wypadły wszystkie 'polskie' obiadki (mączne), ziemniaki, różne kotlety, zapiekanki. Ograniczyłam mocno makarony. Zostało białe mięso (ile razy w tygodniu można jeść kurczaka lub indyka?), warzywa (ze względu na brak czasu na szykowanie zużywam dużo mrożonek), wspomniane wcześniej naturalne jogurty i kefiry. Kanapki nieduże, ale z owocami i nabiałem.
To co mi się podoba to to, że od dawna wieczorem nie miałam wrażenia, że żołądek mi pęka. Choć dzisiaj 'zaszalałam' na ponad 1800 kcal. Jutro to pewnie na ważeniu wyjdzie. Ale wcale mnie to nie martwi, bo co w tym tygodniu mi nie zejdzie, to w którymś z kolejnych spadnie. W końcu nigdzie się nie spieszę. To do jutra. Pa.
  • Jaonaa

    Jaonaa

    26 lipca 2009, 22:45

    No właśnie. Chyba główny 'problem', że powinniśmy jeść mało. I wystarczy. Nie fedrujemy węgla, nie kopiemy w polu od 'rannych zórz' po 'zachodź że słoneczko, skoro masz zachodzić...'. A wszędzie w koło wszyszystko się kręci wokół jedzenia. Dietkowanie w zasadzie też. Tylko w inny sposób. :(