Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
tajemne prawa diety? ;)


     Co jakiś czas każda (a nawet każdy:P) z nas mówi z wiarą i nadzieją: "koniec z tym".Ja nawet mam ochotę w takich momentach tupnąć nóżką na potwierdzenie. Zakasamy rękawy i zaczynamy odchudzanie. Ale po pewnym czasie, przy odstępstwie za odstępstwem, nastrój walki i silna wola rozmywają się, rozpływają, odchodzą... A niedoskonałe ciało pozostaje, i ciąży, i przyczynia się do wszystkich niepowodzeń.
     Co ciekawe, nowe dietetyczne życie zaskakująco często zaczynam na kilka dni przed okresem, a najłatwiej mi mało jeść w jego trakcie. Że tym razem dam radę, że właściwie to wcale nie jest takie trudne, myślę wypełniona spokojem aż do momentu, gdy nie skojarzę istotnych szczegółów. Może to hormony powodują zapał, a Nospa rozkurcza żołądek i likwiduje głód? Sprzężenie relacji dietowo-miesiaczkowej nie wydaje mi się być kolejną mrzonką, jak kolejna z poprzednich diet. Piszę o poprzednich, a nie o obecnej, bo ta jest całkiem inna. Tak, rozpoczęta przed okresem! :P Ale pierwszy raz mam tak przemyślny plan;) A ćwiczenia mentalne nad podświadomością wprawiają mnie w niezwykły, niedoświadczony dotychczas stan... :)