Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
pierdy i inne rozkminy


Tak sobie dzisiaj jechałem i rozmyślałem. Jako, że w obecnej pracy bardzo dużo jeżdżę to zwolnił mi metabolizm. Wstaje rano, stoję gdzieś gdzie nie ma toalety i zanim dojadę tam, gdzie mogę, to mi się odechciewa - i to się odkłada w jelitach. Metabolizm zwalnia. Później dojeżdżam, siadam ... i nie chce wyjść. Zatwardzenie. A to też wynika z marnej diety. Jem nie to co zdrowe i co uważałbym za stosowne, lecz to co mam, to co tańsze i to jeśli mam czas. Rzadko jem jakieś sałatki czy inne potrawy wymagające produktów, które często nie mam czasu nawet zatrzymać się i kupić. Na początku szkoda mi było pieniędzy, ale teraz już nawet rzadko mam czas i możliwość. Często przejeżdżając koło sklepu jest zamknięty jeszcze albo już, albo śpieszę się na załadunek, albo rozładunek. A więc w moją dietę wszedł od dawna negowany chleb, pieczywo "wasa"... z masłem, które można przygotować wszędzie. Nie kupię warzyw na dłuższy okres, bo lodówka mała. Zapas na 2 dni maks mogę zmieścić. Nie wspomnę już o jakiejś wątróbce, jajach wiejskich czy zsiadłym mleku, których po prostu dostać się nie da. Ale nie o to chodzi. Dużo jeżdżę, mało toalet, brak czasu, słaba dieta, mało ruchu: zatwardzenie, zwolniony metabolizm. No i tak o pierdach dzisiaj myślałem. Niby są złe, są oznakiem złego odżywiania ... some say ;) ... ale - jak nie chce wyjść to są takim popychadłem, mieszanka gazowa wypychająca balast, wyrzutnia powietrzna. Gorzej tylko jak się ładunek zbiera za paliwem rakietowym i pocisk zamiast zostać wypchnięty na zadaną trajektorię i wychodzi z tego niewypał. No i jeszcze tak z pozytywnej perspektywy - mam urozmaiconą dietę! Sobota: piwo, gin z tonikiem, paluszki rybne z ryżem. Niedziela: smażone filety rybne, grzybowa z makaronem, wódka z ze spritem lub cola. Poniedziałek: ... chleb z masłem i pasztetem + keczup i majonez. Wtorek: Chleb z masłem i konserwą mięsną +keczup i majonez. Środa: Chleb z masłem i miodem, gorący kubek z masłem. Czwartek: Gorący kubek z masłem, słonecznik z miodem. Piątek: Owsianka z wodą, miodem, słonecznikiem i fusami z kawy (wsypałem owsiankę i resztę do kubka po kawie - zapomniałem, że zostały fusy, bo rzadko ostatnio kawę sam robię - zazwyczaj piję z ekspresu, albo automatu, na firmie, gdzie mam rozładunek, albo na granicy w biurze celnym), no i dziś miałem czas więc zatrzymałem się na zakupy, a więc sałatka z rzodkiewek, pomidorów, cebuli, sałaty lodowej, z przyprawami, octem jabłkowym i olejem migdałowym i z oliwek. Szaleństwo Sobota: Zaplanowana taka sama sałatka z karkówka, albo rybą jak się uda coś złowić. Być może z grilla jak będzie ładna pogoda. PS. zakupów nie zrobię - nie mam samochodu, do sklepu za daleko, co najwyżej można iść do lasu na grzyby, albo na ryby na fjord. Ciężarówką się ruszyć nie mogę - pauza weekendowa !!!