Trwają ferie zimowe. Też mam ferie. Ale nie mam czasu. Sama siebie pytam dlaczego. Bo wbrew pozorom dzieci w mieniu czasu nie przeszkadzają. No dobra, nie przeszkadzają bardzo. Tak naprawdę od zawsze mam ogromny problem z organizacją. Czas ucieka mi przez palce, robię rzeczy, których nie muszę a potem na te, które muszę nie mam już czasu. A czasu dla siebie to już niemal zupełnie. Wiele razy obiecywałam sobie, że będę planować dzień i tego planu się trzymać. I na tych obiecankach mi zostało. Podobnie jest z dieta, ćwiczeniami etc. Przykre ale prawdziwe. Pod tym względem moim przeciwieństwem jest mój mąż. On ma wszystko zaplanowane, jak postanowi tak robi. Czasem doprowadza mnie to do szału, bo swoim działaniem wymusza na mnie działanie. Eh... Porzućcie nadzieję, nie napisze, że podjęła postanowienie, że tym razem wytrwam. To wbrew mojej naturze. Nie lubię takiego planowania tak jak nie lubię ćwiczeń typu 13 brzuszkow dziś jutro 14 bo się rozwijam. Idę do celu własnym sposobem. Zamiast klasycznej gimnastyki wolę zumbe i chodze regularnie, bo lubię. Nie jem dokładnie jak napisano w diecie, ale trzymam się godzin, wartości kalorycznej i ogólnego zarysu posiłku. Pod tym względem vitalia jest super. Zawsze można zmienić potrawy albo ćwiczenia. Nie mam jeszcze szczególnych sukcesów, ale jestem pełna pozytywnej energii i nadziei. A jeśli się potykam i zjadam coś zakazanego to nie odpuszczam. Mowie sobie, trudno stało się. I dalej próbuje trzymać kurs na piękna sylwetkę.