Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Tłuszczyku mój... Byłeś pomyłką!


DO POSŁUCHANIA! Wprawmy się w waleczny nastrój!

Tłuszczyku mój, jak to jest czuć, że jesteś niczym i zostanie tak?
Pytam się, chociaż już u mnie sentymentów dawno jest brak...
(...) Szczekasz ty, a wygrałam ja!!!
Byłeś pomyłką, teraz to wiem, że nieważne żarcie jest
(...) Mam teraz wszystko, bo kocham się tak, jak ty nigdy i ciebie nikt
Możesz pomarzyć w chorych swych snach, że mnie obrośniesz jeszcze raz...

Taka jestem cwana, a wtrząchnęłam kawał maminego ciasta... Latający Potworze Spaghetti, jakie ono było obrzydliwie słodkie, aż mdlące, uuufff... A kiedy je jadłam, ta słodycz przynosiła ukojenie moim nerwom, które nie dały się przekonać, że ważenie podczas małpowania nie jest wiarygodne... Tak jak chciałam zatrzymać to uczucie siły po ćwiczeniach, tak chciałabym zatrzymać w pamięci to uczucie zbierania się na wymioty, by pamiętać, że kawał ciasta, w przeciwieństwie do plasterka, nie jest OK, mimo, że w trakcie spożywania wydaje się inaczej. Ale nie zwymiotuję.



Jak dobrze, że jutro dzisiaj będzie wczoraj i ciasto pójdzie w zapomnienie...
Tyle dobrego, że postanowiłam nie jeść kolacji, a chłopak przekonał mnie do zrobienia shreda
Zastanawiam się, czy ćwiczyć wg planowych założeń programu, każdy poziom 10 dni, czy zmieniać level dopiero, gdy poprzedni przestanie sprawiać mi trudność?? Co myślicie?

Dzień 8 (40-dniowe wyzwanie) 
Obawy? Hahaha, że nażrę się maminego ciasta A poważnie, boję się, że nie potrafię zachować umiaru w jedzeniu. Nie stosuję jakiejś konkretnej diety, staram się tylko jeść regularnie i ograniczać słodycze oraz tłuszcze, więc umiar jest sprawą kluczową. Ale jak tu zachować umiar w obliczu talerza pełnego placków..? Tak więc to jest moim problemem. Boję się też, że "dieta" okaże się nieskuteczna

Pamiętajcie, zbieramy się do kupy po każdej "wpadce"!! Nie jęczymy "jestem gruba i tak już pozostanie..."


SERIOUSLY?