Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Rocznica ślubu. 25 lat, cholera...


Rocznica ślubu

Smutna. Byle jaka. Bo cóż z tego, że to 25 lat. Radości nie przyniosło. Może tylko mi, czasami.

Prawie by zapomniał, gdybym nie poprosiła, żeby dziś coś zrobił dla mnie. Wtedy mu iskierka pamięci zabłysła. Nieważne.

Śniadanie koło 11 godziny + 361

Na siłownię nie poszłam, bo mi się jednak odnowiła kontuzja?, uraz? prawego półdupka.

Nie podjadałam nic, nie piłam żadnego alkoholu.

Koło 16 wielka kanapa z mojego ulubionego chleba ziarnowego z mięskiem i sałatą, to zamiast obiadu + 174

W ramach świętowania rocznicy ślubu zaszalałam i kupiłam sobie baton marsa delight i żeżarłam. Sama. + 197

Chyba pójdę na basen i skorzystam z tamtejszej sauny, ona ciut za gorąca, ale może wtedy dłużej popływam...

Poszłam, przepłynęłam najpierw 1250, potem sauna, ale! facet koło mnie siedział, mniam, mniam, potem znowu basen, 500 metrów i 50. Fajnie mi się pływa po saunie, jakbym była nieważką kroplą oliwy na warstewce wody. Super!!! Czyli ponad -700 kcali.

I na sąsiednim torze pływał mój ukochany Pan i Władca. A potem poszliśmy do Passe Partou oblać rocznicę ślubu, wypiłam 3 duże martini. + 195 kcali

Czy jeszcze będę coś jadła?......

Nocą plotkowałam z córką w kuchni i zjadłam 2 kanapki, niewielkie. Potem ona poszła spać, a ja jeszcze jednego drinka wypiłam. Razem zassałam +273 kcale.

BILANS +500
Umieraj, cholerny tłuszczyku !!! Zdychaj, nienawistny wrogu!!! Ale umieraj na brzuchu i na górze bioder, piersi i ramion i nóg mi nie tykaj, bo cię....