Obiecałam Wam, że dzisiaj opiszę o moich wczorajszych zmaganiach. Przyznaję było ciężko, w pracy niesamowite burczenie w brzuchu, no ale trzeba pocierpieć. W domu przyznaję trochę za dużo było obiadu, bo i kanapki weszły sobie tak mimochodem do brzucha. Ale za to nie było ani grama słodyczy- kusiło jak nie wiem co. Poprasowałam tak z godzinkę, a później pakowałam rzeczy rodziców (dla niewtajemniczonych- na razie mieszkam z rodzicami, ale oni na dniach się mają wyprowadzić, ale że im to idzie wolno to zdecydowałam się im pomóc), no a później składaliśmy z mężem 1 (dosłownie) regał- trwało to dwie godziny, a ile się nasłuchałam to moje. Dzisiaj kolejna komoda do skręcenia, i kolejne szkła rodziców do spakowania.
Jeśli chodzi o dietkę to śniadanie ok ale z 10 paluszków znowu wylądowało nie tam gdzie powinno. Tak to jest przy porannych plotach z dziewczynami w pracy.
To tyle spowiedzi. Pa pa
magdammh
3 czerwca 2008, 08:28będzie dobrze, jak zjesz kilka paluszków to nie całą paczkę, więc dobrze jest :)) dasz radę :D