Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Czas na zmiany (z nietolerancją pokarmową w tle)


Stało się.


Zapowiadałam wcześniej: ok. tydzień temu zrobiłam sobie podstawowy test na nietolerancję pokarmową (uprzednio poszperałam nieco w różnych publikacjach oraz na forach).


Wyszło, że mam umiarkowaną nietolerancję na mleko krowie, pszenicę oraz migdały.


O pierwszym już kiedyś słyszałam, że dla dobra mojego organizmu powinnam wykluczyć lub ograniczyć je z menu; migdały są dla mnie niezłym zaskoczeniem, ponieważ, święcie wierząc w ich dobroczynne działanie, zjadałam ok. 10 dziennie (!), a ta pszenica, to po prostu temat rzeka... 

Okazuje się, że dodawana jest do wieeelu (pilnuję się, by nie napisać większości) produktów i potraw. Różni się od tej, którą spożywali nasi przodkowie, no i jest bardzo zmodyfikowana. Generalnie więcej z nią szkód, niż pożytku (m.in. uprzykrza się, a nawet nasila objawy syndromu jelita drażliwego).


Aktualnie czytam e-booka na temat, jak unikać i zastępować pszenicę w jedzeniu oraz oczywiście staram się nie jeść pozostałych, wyżej wymienionych produktów.


Nie jest łatwo, nie ukrywam. Muszę czytać skład niemalże każdego kupowanego produktu (poza wegańskimi, owocami, warzywami itp., naturalnie). Nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile dziennie dostarczałam (nieświadomie) właśnie tych składników do swojego organizmu.


Żywię nadzieję, że TO, jest właśnie TO, choć podchodzę do tematu nieco sceptycznie i nieufnie nastawiona - nauczona doświadczeniami z przeszłości (ach, te Koziorożce! :D). Wiadomo nie od dziś: ile teorii, tyle diet i pomysłów na nie.

Wkrótce wrzucę zdjęcia swojego ciała, by po jakimś czasie mieć porównanie, czy zmiany, jakie wprowadziłam do swojego jadłospisu, wyszły mi na dobre, czy złe.


Będę też pisać, jak się czuję w związku z zaistniałymi zmianami. Jeszcze nie chcę wpadać w euforię i wygłaszać "teorii spiskowych", ale brzuch jakby się nieco uspokoił (czasami gorzej z samopoczuciem, bo muszę się trochę nagłowić, co by tu kupić/zjeść zdrowego i nieszkodzącego, a czasu mam na to jak na lekarstwo).

Na razie, wg wskazówek, postaram się wyeliminować szkodzące mi produkty na ok. 3 miesiące. Co dalej? - czas pokaże :)


Jeśli ktoś ma podobne problemy, doświadczenia lub po prostu spostrzeżenia, co do tematu - proszę się nie krępować ;)


K.