Dzień 8
Dzisiaj bieganie odpuściłam bo plecy jeszcze mnie bolą ale szwarnym krokiem poszłam do sklepu sportowego (w jedną stronę to ok 1km) i kupiłam sobie ciepłe getry oraz koszulkę do biegania...w moich cienkich getrach trochę było zimno. Dzisiaj mój M też podjął walkę z brzusz kiem...będzie mi łatwiej...jest jeszcze jeden kusiciel w domku...starszy syn, który studiuje w Szkocji i przyjechał na święta do domku...ciągle coś pichci dobrego i podsuwa mamuni pod nos...ale 14 stycznia wraca i też bierze się za dietkę.
Dzisiaj nie jestem zadowolona ze swoich posiłków: pół bułki zapieczonej z plastrem sera i salami, kawa inka, obiad w poza domem: pierś w sosie pomidorowym, makaron ze szpinakiem, surówka z brokuł i kapusty, ...i później się dałam namówić na lody z orzechami...a na kolację już grzecznie: rukola, sałata, pomidorki suszone i świeże, siemię lniane, olej lniany, oliwki. Od jutra skrupulatniej podchodzę do przygotowania posiłków, ugotuję sobie ryż i podzielę na porcje, które zamrożę, podobnie zrobię z fasolą jaś. Jutro zamienię ćwiczenia (bo kręgosłup jeszcze daje się we znaki) na bieganie i policzę zjedzone kalorie. Czuję się źle w swoim ciele i z taką wagą więc muszę się wbić w ten rytm treningu i diety...wtedy już idzie z górki:)