Kolejny dzień mojej zanjomości z dietą witariańską...jest zaskakująco dobrze:) Czuję jak moje ciało pozbywa się balastu...i to nie tylko w postaci kilosków ale tego czym go do tej pory napychałam...widzę jak codziennie waga jest niższa (nie mogę odmówić sobie ważenia), dziś koleżanka zauważyła że zeszczuplałam...pewnie te wszsytkie toksyny zatrzymywały wodę. Kupela zakochała się w koktajlu którym ją poczęstowałam. Małymi kroczkami być może też wejdzie w takie odżywianie. Póki co przez moment nie poczułam samku na pieczywo słodycze czy nabiał lub mięcho. Zauważyłam też, że nie muszę codziennie robić zakupów (chleb, mleko) zapas warzyw i owoców z soboty jeszcze do dziś zapełnia lodówkę, a kupione kasze, soczewica i fasola wystarczą na kilka posiłków.
Wczoraj na kolację prawie pół kilo gotowanej fasoli żółtej z sosem pomidorowym...była pełna ale nie ciężka a dziś rano waga cyk w dół...po sytych normalnych kolacjach waga rano zawsze była wyższa. Dzisiaj ugotowałąm soczewicę i przyrzadziłam podobnie jak fasolkę po bretońsku i do tego brokuł, wcześniej oczywiście owsianka i pół litra zielonego koktajlu...na kolację ukręcę jakiś inny koktajl...dziś zrobiło się chłodniutko z deszczykiem więc pójdę dokupić jakiegoś egzotyka:)