Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Menu dnia szczęśliwego! :D


Szósteczka z przodu od rana poprawiła mi humor. Ale też zasiała obawę, że za chwilę ją stracę ;) i trochę wzmogła niecierpliwość. Nie mogę się już doczekać tych moich 64 kg. A wtedy pewnie uznam, że dalej źle wyglądam i będę w kropce :D

Menu:
Śniadanie: 3 paróweczki cielęce, 2 kromki ciemnego chleba, dużo papryki (powiedziałam już mamie, żeby skończyła z tymi parówkami, bo na dietę to one wcale dobre nie są)
II śniadanie: serek wiejski z pałeczkami błonnikowymi i łyżką powideł śliwkowych
III śniadanie: jogurt pitny 0%
Obiadokolacja: zupa cebulowa, makaron, kurczak i brokuły, 2 płaty błonnikowe (nazywają się Crunchella, z firmy Kupiec i są absolutnie rewelacyjne)

Ćwiczenia:
- hula hop (60 min.)
- Mel B na pośladki (10 min.)
- Mel B na nogi (10 min.)
-rower stacjonarny (45 min.)

Nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale: polubiłam ćwiczenia :) nawet rowerek mnie dzisiaj tak nie mierził i jechałam szybciej niż zwykle. Wierzę w to, że wreszcie będę miała ładne i zgrabne ciało. Może już na Juwenalia :) Ale wiem, że wymaga to ode mnie ogromnej samodyscypliny, pilnowania się na każdym kroku i godzin ćwiczeń. Wiem też, że jeśli osiągnę tą moją wymarzoną sylwetkę będę musiała się ograniczać cały czas, żeby ją utrzymać. Myślę jednak, że dam radę. W końcu nie odchudzam się od wczoraj, tylko już prawie rok. I miewałam chwile załamania, ale zawsze umiałam po nich spiąć tyłek i wziąć się za siebie. Więc pewnie będzie tak i po zakończeniu diety restrykcyjnej. Bo po osiągnięciu tych 64 kg będę jeść tak jak teraz, ale z małym dodatkiem ulubionych lodów, słodyczy i chipsów od czasu do czasu. I ze stałą, codzienną dawką ćwiczeń. Taki przynajmniej mam plan :D

Pozdrawiam i życzę tak samo przyjemnych widoków na wadze, jak ja miałam dziś rano :)