Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 188 chyba :)


Dłuuugo mnie nie było... znowu

Prawdę mówiąc wiele razy już próbowałam się zmobilizować żeby napisać ale jakoś nie mogłam się zdecydować. Prawdę mówiąc nie ma się czym chwalić a znowu trzeba bić się w piersi. Chyba też trochę depresja znowu mnie łapała ale taka pogoda za oknem że trzeba się wziąć w garść.

Staram się ćwiczyć (ostatnio coraz gorzej było z regularnością) ale zwykle 3-4 razy w tygodniu się udaje po jakieś 20-30 minut - nadal Boski plan dla mam Kasi Wawrzeckiej. Miałam parę obsuw ale obecnie kończę 4 miesiąc (5 licząc z miesiącem zero) i powiem Wam, że się uzależniłam trochę od tych ćwiczeń - dobrze mi robią i nie żałuję, że się zdecydowałam wykupić program. 

Jeśli chodzi o spacery to nadal są ale w lutym trochę to zaniedbałam. Do tej pory było tak, że spacerowałam codziennie (chyba że mocno lało albo byliśmy w trasie czy cały dzień poza domem) i zwykle robiłam ulubioną trasę coś około 6-7 km. Ale w lutym zaczęłam odpuszczać - najpierw przez mróz i śnieg (pewnej niedzieli udało mi się dojść tylko kilkaset metrów do najbliższego sklepu i musiałam zawrócić do nie dawałam radę z wózkiem) i później przez tydzień odpuściłam spacery. Teraz powoli wracam do tego ale moje trasy po lesie obecnie nie nadają się na spacery z wózkiem (miejscami jeszcze śnieg leży mimo kilkunastu stopni a na pozostałej części jest takie błoto że dorosły człowiek się topi) i trochę po osiedlu krążę. Ale jakoś tak trasy mi się skróciły i kilka razy jak mały przysnął pomyślałam wrócę szybciej może nacieszę się drzemką ale mój trener budzi się jak tylko zbliżam się do mieszkania. Efekt jest taki, że luty spacerowo wygląda słabo - średnią mam koło 7-8 tysięcy kroków dziennie.

Dieta leży, słodycze rządzą i nawet tego nie ukrywam. Masakra jest. Apetyt mam wielki i mimo że wiem, że mogę aż tyle jeść i podjadać nie umiem się powstrzymać.

Schudłam trochę po szpitalu i później do świąt i już było 81 kg już oczami chciałam widzieć 7 z przodu. A potem święta i 2 kilo do przodu potem mały coraz mniej jadł i obecnie dobijam do 85 kg ;/ i znowu jestem na granicy otyłości - czasami mam czasami 100-200 gram mi brakuje ;/ I muszę się wziąć w garść bo wiem, że jak przestaję karmić to waga może mi zaszaleć dodatkowo w górę. A chciałabym w dół.

Jedynie co to przyzwyczaiłam się trochę to innego sposobu spania (czy niespania). Staram się chodzić wcześniej spać, z godzinkę po małym (koło 22) i nawet ostatnio zasypiam w miarę szybko jak na mnie (z godzinkę mi to zajmuje) i wstaję koło 6-7. O dziwo budzę się sama rano i jestem w miarę wyspana i chwilkę po mnie budzi się mały rozrabiak. W nocy mamy średnio dwie pobudki. Wczoraj jedynie załapałam chyba dopiero drugą czy trzecią drzemkę w ciągu dnia od porodu i nie mogłam zasnąć chyba do 1 ;/

Mały jest cudny :) Jak ten czas leci już pół roku mamy.

Z kupkami nam się unormowało, chirurg i nasza druga pediatra stwierdzili że to żaden Hirschprung. Dostawał przez 3 tygodnie Debridat i jakoś po dwóch tygodniach zaczęły pojawiać się codziennie kupki. Choć nie wiem czy to Debridat czy warzywka. Bo po pobycie w szpitalu i tych zaparciach radzili raczej wcześniej rozszerzać dietę i w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia mały próbował pierwszy raz czegoś innego niż mleczko mamy. I muszę przyznać, że je bardzo chętnie i ładnie i jakoś już 2 dni później były kupki więc nie wiem co pomogło. Obecnie jemy już 3 posiłki dziennie i od 3 dni raz dziennie butelkę z mlekiem modyfikowanym. Rano kaszka mleczna i dodaję owoce różne, później mleczko modyfikowane, później zupkę warzywną (czasami z mięskiem ale jakoś warzywne mi częściej wychodzą), na wieczór kaszka gryczana mleczna czasami sama czasami z warzywkiem i po kąpieli cyś no i w nocy cyś i nad ranem cyś. Obecnie w ciągu dnia nie ma już cysia (od kiedy pojawiło się mleko czyli od 3 dni). 

Generalnie dojrzewam do porzucenia cyca. Widzę, że mały w ciagu dnia w ogóle nie jest nim zainteresowany ani nie tęskni. Od dwóch tygodni już też nie zasypia wieczorem przy cycu tylko prawie przysypia, po czym się rozbudza i wariuje w łóżeczku ze 20-30 minut zanim zaśnie więc chyba też z odstawieniem wieczornego karmienia nie będzie problemu. Jedynie co to martwię się co będzie w nocy. Bo budzi się i od razu wrzask i nic nie pomoga jedynie cyc. Po chwili jak przyśnie a jeszcze cmoka można zamienić na smoka bez problemu i go odłożyć ale jak się zaczyna to smok jest wypluwany momentalnie tylko cyc. Wiem, że wszędzie mówią żeby cyc jak najdłużej ale ja od początku tego nie czułam i trochę się musiałam zmuszać. Pół roku minęło i myślę, że już mogę bez wyrzutów sumienia zrezygnować, zwłaszcza że widzę że jakoś nie tęskni za nim (poza nocami ale może jakoś nam się uda nauczyć zasypiać bez cyca).

Jeśli chodzi o odgięcia raz jest lepiej raz gorzej. Już zaczęłam się mieszać bo babeczka też zaczęła mówić że dobrze, raz że źle. Byłam ostatnio u innej i ona mówi, że ogólnie jest dobrze może obręcz barkową trochę wzmocnić ale tragedii nie ma. Troszkę napięcia jest ale nie jest bardzo źle. Mówili, żeby skonsultować z neurologopedą wędzidełko bo może ono generować napięcia. I byliśmy i powiedziała, że kwalifikuje do podcięcia i dzisiaj jesteśmy umówieni (fuksem bo terminy są masakra, do najbardziej polecanego Babiaka jesteśmy zapisani na 17 lutego 2022! ale u innej polecanej stomatolog zwolnił się termin a byliśmy na liście rezerwowej i dzisiaj idziemy - stresuję się na maksa). Ogólnie mam nadzieję, że to podcięcie pomoże i już te napięcia w szyi nie będą wracać i będziemy mogli porzucić cotygodniowe wizyty u fizjoterapeuty i już nic go nie będzie spinać. Ale na święta zaczął się obracać na brzuszek :) dosyć długo tylko przez jeden bok ale jakoś tydzień-dwa temu zaczął w końcu korzystać z drugiego boczku :) i pływa namiętnie od miesiąca już i do wysokiego podporu nam coraz bliżej więc czekamy na siad :)

Jeśli chodzi o skórę to tu jest największa walka. Ilu dermatologów tyle wizji. Ogólnie jedna mówiła że AZS i żeby szukać co może powodować (znowu wykluczałam i wracałam nic nie znalazłam). Druga że ŁZS z grzybicą i trochę AZS i bardziej mnie przekonała. Generalnie przy ŁZS natłuszczanie może nasilać. I zaczęłam kąpiele w nadmanganianie potasu (co któryś dzień) i stan zapalny się jakby zatrzymał (czerwony kolor zmian) i przestało się rozsiewać (ale na każdej części ciała były zmiany i prawie całe plecy i brzuch) ale ciągle były zmiany tylko już nie takie czerwone. Używałam emolientów ale mniej i takie mega lekkie konsystencje. Ale nie schodziło. Na plecach próbowaliśmy steryd ale nie było żadnej różnicy (nie chciałam na wszystkich zmianach bo inni mówili że za mały a tych zmian ma mega dużo, na pewno połowę powierzchni ciała). Kolejny że to wyprysk pieniążkowy, kolejny emolient i że samo zejdzie za parę miesięcy (wiosna lato jak będzie więcej promieni UV w powietrzu). Trochę rzadziej zaczęłam go kąpać w nadmanganianie bo już nie było różnicy i od lutego chyba przestałam. Ale ostatnio znowu coś się mocno nasiliło, zmieniłam kolejny emolient (z polecenia pediatry) i było jeszcze gorzej. Normalnie codziennie dużo gorzej, zaczęło się znowu czerwone, skóra się zaczęła łuszczyć i taka skorupa na rączkach robić i byłam załamana. Kolejny dermatolog że paskudna atopia i że latami będziemy walczyć. Zrobiłam mu już wyniki z krwi na alergeny (panel chyba na 30 i ogólne IgE) ale nic nie wyszło i te sumaryczne IgE też w normie. Pediatra znowu kazała podawać Fenistil (w grudniu dawałam przez tydzień chyba ale nie było różnicy więc przestałam) tylko dłużej. I znowu go wykąpałam w nadmanganianie i od tygodnia jest od niebo lepiej. Dosłownie z dnia na dzień. I aż oczom nie wierzę. Tylko nie wiem co pomogło czy nadmanganian czy Fenistil. Generalnie Fenistil daję jeszcze i będziemy raz na tydzień kąpać (żeby nie wysuszyć za bardzo ale żeby ten stan zapalny powstrzymywać). Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia co wyzwoliło taką wznowę. I czekam żeby całkiem zeszło. Bo mimo, że jest o niebo lepiej to ciągle widać że zmiany były i trochę są (tylko zdecydowanie bledsze). Najgorsze są ramionka bo tam ciągle mu troszkę się łuszczy i czerwone i chyba tam trochę go swędzi.

Gratuluję jeśli ktoś dotarł do końca. Chyba głównie dla siebie wspomnienia spisałam.

Muszę częściej pisać.

Muszę się wziąć w garść.

Przepraszam, że ostatnio nie odpisałam na komentarze - jakoś byłam podłamana a po kilku tygodniach głupio mi już było odpisywać. Przepraszam.

Będzie lepiej. Musi być.

  • KatarzynaXXL

    KatarzynaXXL

    22 lutego 2021, 14:39

    Dotrwałam do końca 😁Jeśli nie czujesz "tego czegos" karmiąc to nie rób tego na siłę, tym bardziej że mały też nie rzuca się jakoś specjalnie na cyca. Ja bym chciała bardzo karmić piersią do roku mam nadzieję, że tym razem się uda bo syna karmiłam tylko miesiąc, nie miałam pokarmu. Z tą wysypka to nie ciekawie i tyle rzeczy próbowaliście to szok że nic nie działa. Zdrówka dla Was 😘Teraz wychodzi już słoneczko i humor też będzie lepszy, coraz bliżej wiosny 😘❤️buziaczki

    • kasia.89

      kasia.89

      22 lutego 2021, 15:57

      Dziękujemy 😘 no mam nadzieję że będzie lepiej w końcu bo tyle cudów co napróbowaliśmy i nadal nie wiem w sumie co szkodzi i co pomaga. Karmienie u każdego jest inne, ja chyba po prostu od początku tego nie czułam a może przez ten trudny i bolesny początek ale życzę Ci aby Wam się udało tak jak chcecie 🙂 a Ty jak się czujesz Asiu? Mam nadzieję że wszystko zmierza ku szczęśliwemu finałowi 🙂 buziaki i dużo zdrówka 😘

    • KatarzynaXXL

      KatarzynaXXL

      22 lutego 2021, 16:02

      Czuje się dobrze, ale już mi zaczyna być coraz ciężej. Zostało 6 tygodni. Wszystko w miarę mam ogarnięte zostały ostatnie szlify, że tak powiem i złożenie łóżeczka, jutro ostatnia turę ciuszków będę prasować. Nie mogę uwierzyć że to już tak blisko :) Dziękuję ❤️

  • Agnusia93

    Agnusia93

    22 lutego 2021, 13:56

    Doczytałam do końca. Jak nie czujesz tego karmienia to zrezygnuj. Pół roku karmiłaś. Ja Wojtkowi daje 2 posiłki, trzeci dopiero koło 8 miesiąca. Szkoda że dalej walczycie z tą wysypką 😥

    • kasia.89

      kasia.89

      22 lutego 2021, 15:54

      Walczymy ale jak już jest lepiej tak jak teraz to wierzę że jakoś będzie, tylko te zaostrzenie są teraz zmorą i najbardziej denerwuje że nie wiem co to jest i po czym i co pomogło (tylu lekarzy i każdy co innego mówi a kosmetyków to mam całą szafę i pewnie że 2000 zł już poszło a i tak nic się nie nadaje, wydalabym i więcej ale żeby wiedzieć co a tu mam całą szafę i nie wiem co z tym zrobić a najlepiej chyba się spisuje nadmanganian za dyszkę ah Ci dermatolodzy). Każde dziecko jest inne i w swoim tempie, my mamy chyba najlepiej czujemy nasze a Antoś aż się cieszy jak widzi jedzonko ( nawet jeżeli przed chwilą całą michę zjadł) najchętniej nasze by jadł ale póki co nie radzi sobie z kawałkami choć przymierzamy się do kawałków tylko niech będzie po tym wedzidełku i niech pewniej siedzi