Jak zwykle... dawno nie pisałam, znowu nie mogłam się zebrać w sobie.
U mnie bez zmian, niestety. Chandra a może już deprecha się ze mną zaprzyjaźniły i nie odpuszczają, ciągle brak mi sił i chęci a tak obiektywnie nie mam powodów aby być aż tak bez energii i ciągle czekam na koniec dnia. Czuję się beznadziejnie.
Prawie miesiąc kiepsko było z treningami ale od poniedziałku zaczęłam znowu choć 6-ty miesiąc z boskim planem dla mam zaczynam już chyba czwarty czy piąty tydzień - mam nadzieję, że tym razem go skończę. Podobnie ze spacerami: ostatnio bywało gorzej, krócej i w ogóle ale staram się ogarnąć - pogoda lepsza to i większe szanse, że się uda.
Jedzenie leży totalnie, słodycze i podjadanie rządzą i nawet jak się trzymam z rana to popołudniu płynę na całego. Miałam się wziąć za dietę ale nie wyszło. Dupa jestem i tyle. Już nie chcę pisać, że spróbuję bo pewnie nie wyjdzie - ale postaram się i jak się uda to dopiero wtedy się pochwalę.
Psychicznie leżę. Jeszcze ostatnio z mężem nie mogę się dogadać. Zaczynam się zastanawiać czy my tak razem wytrzymamy całe życie albo czy ja wytrzymam. Czuję się niewidzialna. I nie czuję, że widzi we mnie partnerkę tylko pomoc domową i to nieudaną bo nie gotuję codziennie i to co lubi. Mówię mu ciągle, że potrzebuję przytulenia, czułych słów, jakiegokolwiek okazania emocji i nic. Ostatnio kilka tygodni mu marudziłam i w końcu po kolejnym razie jak mu powiedziałam, że go kocham to doczekałam się w końcu ja ciebie też (bo nawet na to nie mogę liczyć). Gdybym ja nie podchodziła jak wraca i na siłę nie wymuszała cmoka to w ogóle byśmy się nawet nie dotykali. Jak wraca to też jakby go nie było, ciągle w głową w laptopie albo jak już siedzi w tym samym pokoju to z nosem w telefonie. I żadnego dobrego słowa. W poniedziałek szalałam z porządkami w łazience, bo już trochę zarosła, wiecie takie dokładniejsze sprzątanie i akurat na kolanach byłam w łazience szoruję a tu w drzwiach już czy obrałam ziemniaki, mówię że nie bo nie zdążyłam (a zupa była) i już foch, za chwilę znowu kupiłaś chleb u brudasa z wyrzutem (nie pasuje mu piekarnia, z której mają chleb w budce gdzie kupuję bo podobno właściciel piekarni to brudas) ale innej budki nie ma, sam też nie kupił. I ani dzień dobry ani nic tylko od wejścia z wyrzutami aż się popłakałam. Człowiek się stara a tu nic, powiedziałam mu że może by tak zacząć od przywitania a później uwagi ale nic. Wczoraj byłam jeszcze zła, starałam się zachowywać jak on - zero dzień dobry, zero dotknięcia i tylko odburkanie. Wiem, że to głupie i nic nie da bo zawsze ja wymiękam. Nie zauważył. Idę dzisiaj i jutro oglądać żłobki - pytam czy chce iść ze mną - odpowiedź: po co? Sama wybierz. Ciągle się czuję jak samotna matka. I jeszcze jeśli chodzi o przyszłość to zachowuje się jakby to on sam decydował a nie wspólnie. Mieszkamy w jego mieszkaniu ale w planach mamy budowę domu na działce, którą ma po rodzicach. Ja moje wynajmuję. Niby mamy już pozwolenie na budowę i ostatnio słyszę jak z bratem rozmawia, że chyba sprzeda mieszkanie. I pytam o czym rozmawiałeś z bratem, a on że się zastanawia bo nie wie co ma zrobić. Najpierw myślał, że jak się wybudujemy to to wynajmiemy ale teraz myśli, że przeprowadzimy się do domu rodziców (teraz stoi prawie pusty bo oni w ośrodku mieszkają, tu tylko czasami przyjeżdżają) na czas budowy żeby nie brać kredytu a to się sprzeda. Ja mówię, że można wziąć kredyt na rok na czas budowy i sprzedać jak się przeprowadzimy - zresztą on ma tyle inwestycji i funduszy i kredytów na firmę że nie chodzi już o kasę (na wszystko jest a na to nie ale inna sprawa), nawet mówię można na moje mieszkanie wziąć jak nie chce na swoje. A adaptacja też będzie kosztować (na parterze nie ma żadnego pokoju, zabezpieczenie schodów, podkładanie do pieca żeby ciepła woda była po stromych schodach w piwnicy) i ciężko tak z niemowlęciem i przede wszystkim podwójna przeprowadzka. Ale mniejsza o to, nie chodzi o wniosek tylko o to, że ze mną o tym nie rozmawia. Tylko z bratem. I tylko że ON jeszcze nie zdecydował. Ja nie mam nic do powiedzenia. To mu powiedziałam w złości, żeby uważał bo jak ON zadecyduje że się przeprowadza do rodziców to ja mogę też zadecydować że się przeprowadzam ale gdzie indziej. I ogólnie czuję się źle. Czuję, że nie mam partnera. I czuję, że usycham jako kobieta i w ogóle jako człowiek. Na szczęście jest Antoś choć on lubi się przytulać :)
A co do Antosia :D aż mi się buzia uśmiechnęła :D cyca nie ma i ani razu nawet nie zapłakał nie chciał wrócić nic, dekolt duży był ciągle i ani zająknięcia. Bezboleśnie i bezproblemowo - niepotrzebnie tyle się tym stresowałam. Jemy prawie wszystko, czasami ma fajny apetyt czasami nic nie wchodzi ale jest bardzo zmienne. Konsystencje próbujemy już nie tylko płynne - tu bywa różnie ale do przodu. Właśnie próbuję nauki picia z kubeczka - niekapek już w użyciu ale chcemy odstawić i od wczoraj z kubkiem takim 360 stopni chyba - póki co oswajamy kubek ale może w maju coś się uda. Jeszcze nie siedzi sam ale na czas jedzenia w krzesłku IKEI całkiem sobie radzi. Kupki są codziennie, nawet kilka razy dziennie - byliśmy trzy razy na konsultacji u chirurga i na kontroli w szpitalu i już mamy się nie pojawiać jak nic niepokojącego się nie będzie działo. Jeśli chodzi o fizjo to chodziliśmy co tydzień, w kwietniu babeczka stwierdziła, że możemy co dwa i od maja spróbujemy zrobić przerwę. Jest lepiej choć skłonność do odgięć mu chyba zostanie ale grunt, że umiejętności idą do przodu. Póki co bujamy się na czworakach, jeszcze nie ruszył ale myślę, że wkrótce nadejdzie ten moment bo coraz szybciej "wskakuje" na kolanka i coraz częściej i mocniej podciąga je pod siebie. Ale już się zrobił wędrowniczek w stylu dowolnym - trochę obrotów, trochę skrętów trochę podepchnięć i kontakty już musiałam pozabezpieczać bo paluszki w jednym już prawie były i suszarkę na pranie musiałam wynieść bo też uwielbiał ją targać i prawie nie siebie przewrócił więc po podłodze już się sporo przemieszcza. Dzisiaj jak rano leżeliśmy w łóżku to miałam go u siebie na brzuchu a nogi miał na materacu i jak się odepchnął z takiego jakby klęku to przez moment na chwilkę usiadł :D Od tygodnia zdarzają nam się przespane noce! Nie każda ale już z 4 czy 5 było w ostatnim tygodniu. Ranny ptaszek rośnie na szczęście bo pobudki w okolicach 6 ale i koło 20-20.30 chodzi spać.
Ja szykuję się do powrotu do pracy, miało być od maja ale chyba wyjdzie od czerwca. Stąd poszukiwania żłobka. Jeden oglądałam w lutym ale trochę lokalizacja nie w tą stronę jeśli chodzi o dojazd do pracy, no i dopiero od 7. Dwa inne znalazłam, dzisiaj idę jeden oglądać jutro drugi i trzeba będzie coś wybrać. Tak od 10 maja myślę próbowalibyśmy się adaptować. Teraz już mi tak nie zależy ale jak już ustaliłam z szefem, że wracam to teraz nie chcę udawać wariata, zresztą na zimę wróciłabym na wolne - taka branża. To tyle mały wstał to zmykam. Aaa i odstawiamy się od smoczka - od weekendu nie był w buzi ani razu. W weekend też tylko w drodze - jechaliśmy do teściów i był płacz z nudów w samochodzie ale na szczęście albo nie smok nie był wypluty od razu i trzeba było się zatrzymać na chwilę, więc w zasadzie od zeszłego tygodnia nie ma smoka w użyciu :) choć zamówiłam jeszcze smoczki z myślą o żłobku że pewnie trzeba będzie zostawić a tu nam wychodzi że zostaną zapakowane bo mamy jeszcze 3 tygodnie więc wątpię, że wrócimy.
gosiulek1
7 maja 2021, 09:29Ręce mi opadły jak przeczytałam Twój wpis... 😐 Nie wiem co Ci powiedzieć, ale zachowanie Twojego męża jest okropne. Nie dziwię się, że masz doła. A jaki jest dla dziecka? Ile jesteście po ślubie i kiedy zaczął się tak zachowywać?
KiedysBedeMama
21 kwietnia 2021, 13:48Nie wiem czy czytasz mnie regularnie,pewnie nie,bo nie masz czasu,ale j z moim mężem miałam podobnie,nawet i tym pisałam. Tyle że jak ja się przestaje odzywać,to on odrazu reaguje. U nas pomaga rozmowa,chociaż na chwilę. Dużo się zmienia gdy pojawia się dziecko,ciężko bywa,ale uśmiech takiego maluszka osladza wszystkie kłopoty nawet z tymi naszymi "starymi " 🙂🙂
kasia.89
21 kwietnia 2021, 21:14Czytam Cię regularnie, pamiętam jak pisałaś ale widzę że się chyba poprawiło trochę u Was. U nas niestety nie bardzo pomaga rozmowa, mimo że mówię wprost co mi nie pasuje i że bardzo brakuje mi zwyklego przytulenia czy uśmiechu po wejściu do domu czy cmoka i te rozmowy w kółko są powtarzane i nic się nie zmienia ehh zaczynam wątpić czy kiedyś się zmieni... Ale Antoś robi się coraz większy przytulas hehe chyba nadrabia za tatusia :) choć tak poważnie to wiem że tak do niczego nie dojdziemy
KiedysBedeMama
21 kwietnia 2021, 21:25Bo ja mojemu powtarzam codziennie,że mały jest coraz większy i coraz bardziej kumaty i musi widzieć w nas miłość i szacunek,bardzo mi na tym zależy. U nas też nie zawsze jest kolorowo,ale chyba jak w większościalzenstw. Ja też wiem,że za dużo od niego wymagam, bo bym chciała,żeby on tylko z nami siedział po pracy,la etap się nie da bo ma inną robotę. Od jutra zaczynam dietę i chce skupić się na tym,żeby mieć coś swojego co mnie zajmuje,może wtedy nie będę taka namolna w obce niego 😅😅