Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
przedsmak świąt, tabata, czyli co u mnie słychać w
telegraficznym skrócie :-)


Hej Wszystkim!

Znowu przegięłam z tym niepisaniem i nie mam na to żadnego usprawiedliwienia. Lenistwo wzięło górę u mnie i nic na to nie poradzę. Dziś trochę krócej, bo jestem totalnie padnięta i za bardzo nie chcę się wyślić, by cos dodać do wpisu.

Po pierwsze przedsmak świąt, świąteczne zakupy? Pewnie wiecie, jakie męczące bywa. W tym roku trochę się zbuntowałam i zaczęłam już teraz przygotowywać się do świąt w kwestii prezentów. Bo w zeszłym roku było to na ostatnią chwilę, byle tylko coś kupić. Nie najlepsza metoda, przyznaję. A teraz jestem z siebie dumna. :)Prezenty dla rodzinki prawie wszystkie pokupowane. Jeszcze został ostatni podarunek (dla chłopaka) i będę miała święty spokój z szaleństwem prezentowym. Kulinarnie też jako rodzina zaopatrujemy się powoli w odpowiednie produkty, ze słodkości mamy już zrobione pierniczki i kruche ciasteczka, a także pokupowane paczki cukierków. Ja nie wiem, jak przeżyję te święta w sensie dietetycznym. Postaram się nie przesadzić ze wszystkim, by nie mieć przykrej niespodzianki po świętach.;)

Po drugie, pewnie zapytacie się, dlaczego jestem dziś padnięta? Ależ proszę bardzo, wyjaśniam. PIerwszy raz byłam na zajęciach, które na pewno kojarzycie choćby z nazwy - tabata. I muszę przyznać, że bardziej wyczerpującego treningu chyba nie wykonywałam. W wersji naszej instruktorki zajęcia wyglądały tak, że było na każdą serię 6 różnych ćwiczeń, które wykonywało się jedno po drugim w systemie 20 sekund szybkich ćwiczeń, 10 sekund przerwy. I tak 3 serie zrobiłyśmy. Nie przepuszczałam, że takie proste ćwiczenia mogą tak zmęczyć człowieka. Jak instruktorka pokazywała nam je na początku wolno, to wydawały mi sie naprawdę łatwe. No ale w taki systemie, w jakim później ćwiczyłyśmy, już takie przyjemne nie były. Pierwszą serię jakoś zaliczyłam, nieco już byłam zmęczona, ale w trakcie drugiej to zmęczenie narastało. I to do tego stopnia, że ledwo mogłam złapać oddech, myślam już, że nie dam rady, że zaraz padnę i nie wstanę. Najwidoczniej jestem dość wytrzymała, bo dotrwałam do końca. Ledwo, ledwo, na ostatnich tchnieniach sił, ale dałam radę i jestem z siebie dumna. Po dotarciu do domu czułam chyba wszystkie mięśnie, a jutro zakwasy na 100 procent murowane. Ale co tam, jak szaleć, to szaleć. :D Myślę, że włączę te ćwiczenia do ogolnej aktywności fizycznej, są naprawdę niesamowite, choc po nich człowiekowi to już nie chce się kompletnie nic robić.:)

Tak jak w temacie, miało być w telegraficznym skrócie, to i jest. :) Nie będę zamęczać Was dalszymi moimi wywodami. Wysuszę sobie zaraz włosy i chyba pójdę spać. Mam nadzieję, że jutro jakoś wstanę. :)

Pozdrawiam Was wszystkich. Życzę miłego weekendu i kolejnych dni.:) 

  • kasia8921

    kasia8921

    6 grudnia 2015, 14:02

    Jakoś wstałam, no i zakwasy były (jeszcze trochę odczuwam napięte mięśnie, ale już wszystko wraca do normy). A z tymi prezentami to racja. Kupowanie na ostatnią chwile to najgorsze co może być. Szkoda na to nerwów.

  • angelisia69

    angelisia69

    5 grudnia 2015, 13:38

    oj prawdizwa tabatka do utraty sil to jest cos ;-) przyspieszy metabolizm nawet do 48H po. Ja juz prezenty dawno zakupilam zeby pozniej nie oszalec w swiatecznym ferworze.Powodzonka i oby bez zakwasow :P