Niezgodnie z wytycznymi diety narzuciłam sobie dzisiaj pokutny reżim: "za obżarstwa dziś pościć będziesz!!!". Celem tego przez cały dzień pochłonęłam głodowe ilości:
mandarynka sztuk: jedna
jabłko sztuk: jedno
grahamka (też jedna średnia) z jogurtem naturalnym (na opakowaniu pisali ze 180g)
jabłko (znowu)
Kiedy już dotarłam do domu ok. 20 myślałam że zeżrę stół kuchenny. Więc żeby tego uniknąć zrobiłam dietetyczną, według moich kanonów, sałatkę:
pekinka (3 średnie liście) z 6 winogronami, plastrem wędliny kurczaczej (cieniutkim tak że aż żal), kromką chleba graham zmienioną w grzanki beztłuszczowe (czytaj: nieco podpalone suche kosteczki), 2 łyżkami jogurtu naturalnego, szczyptą soli i szczyptą curry.
Wyszło danie przecudnej urody, które skwapliwie spałaszowałam.
Usatysfakcjonowana, i w swoich fantazjach lżejsza o jakieś 3 kilo, zasiadłam przed stroną vitalii i z ciekawości posprawdzałam kaloryczność moich wyrzeczeń.
Oto co następuje (kolejność j.w.):
42kcal
69kcal
258kcal+109kcal (cooooo???)
69kcal
200kcal wg vitaliusza (jak to???!!!)
Łącznie: 747 kcal
To okropne! Cały dzień się głodziłam, a okazuje się że spożyłam prawie taką ilość jaką mam przewidzianą w dziennej diecie vitalii (1000kcal).
Nie ma sprawiedliwości na tym świecie, buuuu....
Już będę grzeczna i wracam do diety nakazanej (wykupionej)
Dobrej nocy!
Jolanta1111
26 stycznia 2012, 06:05no widzisz!-nie warto się głodzić!