Dziś mam doła. Non stop kłócę się z moim mężem, presja środowiska, czasu i pieniędzy działa niestety negatywnie. Zbliżający okres, czyli humory i napady jedzeniowe też:(
Znów J. szuka pracy, zmienił, bo bycie kurierem to jednak nie taka łatwa sprawa. Do tego ma do porobienia przy rozbitym aucie. Z jednej strony doceniam to, że przy -15 mrozie i zaspach śniegu schodzi do auta i grzebie w nim, ale z drugiej strony chciałabym więej i szybciej..
Do tego miałąm od poniedziałku iść na 1200kcal, ale jakoś nie poszło. Od poniedziałku chyba sobie wydrukuje i będzie wtedy łatwiej sę trzymać planu. Chodzi mi teraz po głowie, żeby wrócić do ONZ, bo mimo, że była okropna, to jakoś łatwiej było pozbyć się słodyczy. A w tej, będąc na kaloriach obżarłam się czekoladą a do końca dnia nie chciałam nic jesc, bo kalorie... Oczywiście plan runął, bo ugotowałam przepyszną pomidorówkę i bylam z siebie bardzo dumna.
ehhh
Gdyby życie chciało byc lżejsze