Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie mam złych genów. Byłam zwyczajnie potwornie leniwa...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6887
Komentarzy: 88
Założony: 19 lutego 2015
Ostatni wpis: 11 września 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kaslin

kobieta, 32 lat, Warszawa

155 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

11 września 2015 , Komentarze (3)

Walkę o nową siebie rozpoczęłam od najwyższego punktu, czyli włosów. Po zaburzeniach odżywiania z czasów nastoletnich, były obrazem nędzy i rozpaczy. Teraz próbuje je odżywić, co chyba nawet jako tako mi wychodzi. Dalej mocno wypadają, ale zainwestowałam w tangle teezer i widzę poprawę.

A że w pracy nie mam żadnego dress code, postanowiłam zaszaleć i zrobić z siebie kobietę czerwoną jak wino. 

Chyba wyszło fajnie, nie?

29 sierpnia 2015 , Komentarze (12)

Tak zwyczajnie, w stylu nastolatek, mi smutno. 

Z jednej strony się sobie podobam, z drugiej nie. Z jednej strony mam coś niezwykłego w urodzie, z drugiej wolałabym wyglądać na swój wiek, a nie 10 lat młodziej. Z jednej strony mam fajne warunki, a z drugiej wydaje mi się, że jestem jednym wielkim bublem hormonalno-genetycznym.

Co do odchudzania... Nawet nie ma o czym mówić. Jest pół dnia dobrze, nawet w rozkład jazdy wchodzą jakieś ćwiczenia. A potem pizza na obiad. Lub lasagne. Ewentualnie ktoś miał urodziny i wstyd nie zjeść kawałka ciasta. Nie umiem odmawiać, nie umiem oprzeć się pokusom, które są na drodze. A moja rodzina nie umie ich nie kupować i nie kłaść mi przed nosem.

Podobno jestem inteligentna, a nie umiem przysiąść na chwilę do nauki, by zdać te wrześniowe poprawki. Podobno jestem miła, a wszyscy znajomi mnie opuścili. To tragiczne, że od jakiegoś czasu nie mam nawet do kogo gęby otworzyć poza pracą, czy uczelnią, mam jakąś blokadę przed zawieraniem nowych znajomości, nie lubię pierwsza wyciągać ręki, czy zagadać, bo jeszcze nigdy nic z tego nie wyszło. Stare znajomości się wykruszyły, gdy koleżanki z liceum i studiów poszły w inną stronę, niż ja. Nawet jeśli pisywałyśmy ze sobą po rozstaniu, to szybko zgasło. 

Aż wstyd się przyznać, że mam 23 lata, a nie 15. Bo sama przed sobą sobie uświadamiam, że brzmię jak sfrustrowana nastka.

22 lipca 2015 , Komentarze (18)

Nie wiem, czy jesteście na to gotowi, albowiem mój eks nazywał mnie "obrzydliwie grubą" i "chorobliwie otyłą".

No ale czasami, ku przestrodze, warto sobie obejrzeć to, co na V. jest przedstawiane jako najgrubsza możliwa figura.

PS: Nie zwracajcie uwagi na tragiczny kolor włosów, wlaśnie jestem w trakcie zmiany

21 lipca 2015 , Komentarze (15)

Figurę mam jaką mam. Podobno wyglądam na trochę mniej, niż na pasku, ale mam okrągły brzuch, który wygląda trochę sugestywnie. Zresztą, pewnie większość widziała, założyłam dzisiaj temat ze swoimi zdjęciami.

Jechałam sobie metrem i  usłyszałam to pytanie, którego jabłka z dodatkowymi kilogramami tak bardzo nie lubią. "Pani w ciąży?! Proszę usiąść!"

Nie, nie w ciąży. Nawet nie z szansą na bycie w ciąży. Uśmiechnęłam się z wielkim trudem i uświadomiłam pasażerce, że wcale nie jestem w ciąży. Czułam jak moja twarz natychmiast osiąga ten piekny, buraczkowy kolor. Chyba nigdy nie było mi tak bardzo wstyd za siebie. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że mam pierwszy dzień okresu, więc brzuch mam obolały i spuchnięty. 

Dlaczego nigdy nie zdarzyło mi się to, gdy jeżdżę na dalsze dystanse? Jakoś ludzie chętniej ustępują miejsca, gdy przeciętny czas podróży trwa pięć minut.

20 lipca 2015 , Komentarze (2)

Całe życie miałam dziwne i niekoniecznie chlubne życie uczuciowe. Wzloty i bolesne upadki, sporo rzeczy, o których chciałabym zapomnieć i sporo błędów, których żałuję tylko w połowie. 

A zaczynając tamten związek powiedziałam sobie, że wszystko w końcu jest tak jak powinno. Nawet nie spojrzałam na żadnego innego faceta, Zaczęłam solidnie nad sobą pracować, głównie w kwestii samodzielności życiowej. Mieliśmy raz więcej czasu razem, raz mniej, ale generalnie starałam się nie być większym bluszczem od niego. A i tak wszystko się posypało. 

Dlatego stwierdziłam, że plan byłego ma sens. Że jesteśmy młodzi, że to czas, by się wybawić. I że powinnam sobie darować myślenie o ślubie i dzieciach, którymi to myślami wręcz bombardował mnie w swoich listach miłosnych. (Które, podobnie jak jego zdjęcie, podarłam i wysegregowałam). Ale nie jest łatwo, szczególnie gdy trwa miesiąc ślubów.

A dzisiaj wzięłam porządną, długą kąpiel. Wypeelingowałam, wybalsamowałam i wydepilowałam wszystko, co się dało. Chcę jutro zacząć korzystać z urlopu w pracy. Nareszcie schudnąć, Napisać ten głupi licencjat. Przypomnieć sobie, jak to fajnie było być singielką. 
A on oczywiscie dzisiaj napisał. Musiałam odpisać, bo pytanie brzmiało, jak ma mi przekazać rzeczy, które u niego zostawiłam. Później rozmawialiśmy z godzinę, z tym że tym razem ja byłam tą połówką bierną i oschłą. Przypuszczam, że za kilka dni będzie chciał wrócić (gdy zauważy, ze to jego "używanie życia jak jego samotni koledzy" nie wypali lub okaże się nie takie fajne). Ale ja odmówię. Muszę mieć jakiś swój honor...

18 lipca 2015 , Komentarze (38)

I znowu trafiłam tam, gdzie czuję się najgorzej – w moim łóżku, z poduszką mokrą od łez, wciąż łkając, chociaż rozmowę z nim zakończyłam dobrą godzinę temu.

Właśnie zakończył się mój trwający pół roku związek. Dowiedziałam się najpierw, że to jego wina, że nie dorósł do poważnego związku, że zaczyna mieć myśli o innych kobietach i to absolutnie nie moja wina. Później, po przyciskaniu i szantażu słownym, okazało się, że winą jest moja waga i to, że jego matka kazała mu skończyć ten związek. Dwudziestoczeroletni mężczyzna słucha swojej mamy w sprawie związku, z którym *podobno* wiązał tak duże nadzieje. Słucha kobiety, która marnuje sobie życie z alkoholikiem, który od wielu lat ją zdradza. Niezły sobie znalazł autorytet… Pocieszam się tylko tym, że ta Wielka Dama nie zaakceptowała jeszcze żadnej z jego dziewczyn. Ani jednej dziewczyny przez dwadzieścia cztery lata jego życia nie uznała za godną swego synusia, absolwenta prawa (oczywiście z opłacanej przez rodziców prywatnej uczelni, gdzie i tak zdawał na samych trójach, bez nawet jednej minuty spędzonej na pracy).

A ja się naprawdę starałam. Nie miałam takiego startu jak on, pracuję na cały etat, by się jakoś utrzymywać na studiach, a mimo to zaczynam w tym roku drugi kierunek. Jeden dla CV, drugi dla pasji, którą zgubiłam gdzieś po maturze. Ale to za mało. W cenie nie jest to, co człowiek wypracował zarywając noce, tylko to, co podarowali mu rodzice. W zestawieniu z ich środowiskiem rzeczywiście wypadam w tej kwestii bardzo blado…

No a moja waga… Fakt, nie jest dobrze. Fakt, czasami sama mam problem z patrzeniem w lustro. Ale wziął mnie jeszcze grubszą, schudłam przy nim 4 kilo, czego nawet nie zauważył. Widział mnie jeszcze grubszą, niż w rzeczywistości – zaprowadził do swojej ważącej ponad 100 kilo znajomej, a w domu powiedział, że mamy identyczne gabaryty. Dlatego nie rozumiem, jak mógł wytrwać pół roku z dziewczyną, której nie akceptował, by ją rzucić przez problem, który i tak jest mniejszy, niż pół roku wcześniej, gdy się z nią wiązał.

Dlaczego właściwie to piszę? By zapamiętać, jak się czuję. I, chociaż zrywał ze mną z pięć razy i za każdym razem błagał po paru dniach o wybaczenie, tym razem nie wybaczę. Zresztą, tym razem już chyba jednak nie zadzwoni… Żeby to, co dzieje się ze mną teraz, dało mi siłę do pracy nad sobą i żeby pożałował, że rzucił tę jedną kobietę, która akceptowała jego charakter i strasznie małego ptaszka.

 

Przepraszam, że tak chaotycznie i kompletnie od czapy, ale nawet nie bardzo mam się komu teraz wygadać. Chcę zacząć od nowa. Nie tylko z dietą, ale też całym życiem. Tylko jak się to cholerstwo resetuje?