Dzisiaj trochę kombinuję z jedzeniem. Na przykład zjadam jeden z przysługujących składników potraw poza daniem, gdy mnie dopadnie głód. Tak było z marchewką. Nie dodałam jej do potrawy, tylko zjadłam później (100 g marchewki to tylko 45 kalorii). Do końca dnia zostało mi przydzielonych 300 kalorii do zjedzenia... a tu zadzwoniła koleżanka i zaprosiła mnie do siebie. Wiem, że jest u niej w odwiedzinach siostra, a to łączy się z istnieniem sałatki warzywnej w ich lodówce, tudzież mnóstwem innych przysmaków. Przez moment zastanawiałam się, czy nie wziąć przygotowanego dla siebie jedzenia, ale nie chcę wyjść na dzikusa. Chociaż z koleżanką mam swojskie relacje, założyłam się z nią nawet o to, czy schudnę. Dodatkowo na posiadówie będzie zapewne alkohol - normalnie nie piję, ale gdy towarzystwo drinkuje trudno zachować silną wolę... A to dopiero drugi dzień diety! Moja silna wola jest jeszcze słabą silną wolą... Postaram się być twarda.
Anula32
12 sierpnia 2015, 08:24Nie łam się, chyba nie ma nikogo kto by się nie potknął, ważne by wrócić na prawidłowe tory.
aluna235
11 sierpnia 2015, 22:34Skoro koleżanka wie o Twoich postanowieniach powinna Cię wspierać. Ostatni moj babski wyjazd trwał 4 dni, nie piłam (moje koleżanki są bardzo kulturalne, ale za kołnierz nie wylewają), ani kropli nie wypiłam i zachował umiar w jedzeniu. Brnij do przodu, walczysz o lepszą siebie.
Katad
12 sierpnia 2015, 01:10No niestety poległam. Trzy drinki w plecy plus trochę jedzenia... Nastepnym razem nie będę się krępować konwenansami i idę na impreze uzbrojona w kefiry i dietetyczne jedzenie. Podziwiam Aluna Twoją wstrzemięźliwość!
MinusPlus
11 sierpnia 2015, 20:13No niestety pokusy czekają zawsze, ja niestety zawsze polegam na tego typu spotkaniach ale Tobie życzę wytrwałości
Katad
11 sierpnia 2015, 20:19Dzięki:) Postanowiłam w razie czego uciec z imprezy :)