Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jak pech to pech
9 lipca 2007
Fatalny poniedzialek...Wszystko zaczelo sie od tego ze mialam rano wybrac sie na silownie, nawet moj chlopak bohatersko zglosil sie na ochotnika ze mnie zawiezie, ze wstanie o tej 6 i podwiezie mnie pod sam klub. Niestety mam okres i cholernie mnie bolal rano brzuch, wiec stwierdzilam ze cwiczenia w tym stanie nie beda najlepszym pomyslem. Wrocilam wiec do lozka, przestawilam budzik zeby zdarzyc do pracy. Wszystko szlo pieknie, jestem coraz bardziej zadowolona ze swojej sylwetki i mowie sobie 'pal to licho wystroje sie troche' zamiast zwyczajowych adidasow postanowilam zalozyc szpilki...patrze w lustro i mowie sobie' niezla laska' po czym wraz z moja wspollokatorka wyszlysmy do pracy. Z przerazeniem stwierdzilysmy ze zaraz ucieknie nam trawmaj a jeszcze bilety trzeba kupic, wiec biegiem...i jak sie z tego rozpedu wywalilam to wpadlam prosto na przystanek pelen ludzi...obciach na maksa, ale nie to jest najgorsze...zbilam sobie kolano i ledwo chodze, nie wspominajac juz o jakimkolwiek wiekszym wysilku. A tak sie niefortunnie sklada ze jutro mam spotkanie z moja nowa trenerka... :-( Nie ma co piekny poniedzialek...